10 powodów, dla których warto oglądać "The Knick"
Marta Wawrzyn
15 września 2014, 19:05
Clive Owen w roli genialnego chirurga z początków XX wieku, Steven Soderbergh za kamerą i barwny, pełen imigrantów Nowy Jork w tle. "The Knick" koniecznie trzeba zobaczyć – oto dlaczego.
Clive Owen w roli genialnego chirurga z początków XX wieku, Steven Soderbergh za kamerą i barwny, pełen imigrantów Nowy Jork w tle. "The Knick" koniecznie trzeba zobaczyć – oto dlaczego.
1. To nie jest typowy serial o lekarzach
Jeśli przyzwyczailiście się do dramatów medycznych w stylu "Chirurgów" albo "House'a", to wiedzcie, że "The Knick" różni się od nich nie tylko tym, iż dzieje się ponad 100 lat temu. Różni się wszystkim. Nowoczesna chirurgia w 1900 roku dopiero raczkuje i na razie przypomina jeden wielki eksperyment. Lekarze już wiedzą, że przed zabiegiem warto umyć ręce, ale jeszcze nie odkryli rękawiczek czy maseczek ochronnych.
Przeżywalność pacjentów jest bardzo niewielka – jeśli poszedłeś do szpitala, to prawdopodobnie znaczy, że już po tobie. Serial nawet nie bawi się w przedstawianie pacjentów czy tym bardziej opowiadanie ich historii – do auli operacyjnej, która przypomina wielką arenę, przywożą jakieś niezidentyfikowane cielska, by niedługo potem je wywieźć, całkiem już pozbawione życia. Krew sika na wszystkie strony, flaki latają w powietrzu, a napędzani kokainą chirurdzy – tak, wtedy wszyscy brali; kokaina była dla ówczesnych lekarzy odpowiednikiem dzisiejszego Red Bulla czy też kolejnego kubka kawy – uwijają się jak szaleni, by na końcu i tak polec. "The Knick" nie owija w bawełnę, stawia na realizm i makabryczne widoki rodem z rzeźni.
2. To nie jest też typowy serial kostiumowy
Ponieważ "The Knick" dzieje się w 1900 roku, bliżej mu do dramatu kostiumowego niż medycznego. Ale i tu sprawa nie jest taka prosta. Z jednej strony widać, że zadbano o to, aby epoka została przedstawiona atrakcyjnie. Z drugiej – chyba nikt z widzów nie chciałby żyć w Nowym Jorku z "The Knick". W serialu nie ma ani grama sentymentalizmu, jest brutalna rzeczywistość: choroby, szczury, imigranci żyjący w okropnych norach, prostytucja, handel zwłokami, korupcja. Nowy Jork u schyłku "wieku pozłacanego" to miasto brudne, ciemne, niebezpieczne – i choć bardzo klimatyczne, to jednocześnie niemal zupełnie pozbawione blichtru europejskich miast.
3. Dbałość o szczegóły
Wszystko w "The Knick" wygląda świetnie. Scenografia, kostiumy, rekwizyty, konne karetki, sprzęt medyczny, białe, sznurowane buty Clive'a Owena. Chirurdzy wyglądają w swoich białych kitlach jak wyelegantowani rzeźnicy i używają sprzętu, którego rzeczywiście używano w tamtych czasach. Ale zadbano nie tylko o narzędzia chirurgiczne. Sposób, w jaki serialowi lekarze przeprowadzają operacje, również dokładnie odzwierciedla stan wiedzy medycznej w tamtych czasach.
4. Barwne tło społeczne
Koniec XIX i początek XX wieku to dla amerykańskich miast czas gwałtownych przemian. Przemysł rozwijał się jak szalony, kolejne fale imigrantów przybywały do miast, przywożąc choroby i zwiększając popyt na najtańsze mieszkania. W czasach "The Knick" Nowy Jork w dużej mierze składał się z gett etnicznych, tworzonych dobrowolnie przez imigrantów, którzy przyjeżdżali do Ameryki, nie znając języka, i osiedlali się wśród swoich. Irlandczycy już zaczęli wychodzić ze swojego getta etnicznego, rolę społecznych pariasów pełnić zaczęły inne grupy, w tym Polacy. I to widać – spójrzcie tylko, jak sobie radzi krewki kierowca karetki, Tom Cleary (Chris Sullivan), który zresztą wspomina w jednym odcinków, że najgorsze prace teraz wykonują imigranci z Polski.
Podczas gdy przybysze z Europy pięli się w górę po drabinie społecznej, w kolejności przybywania do USA, czarnoskórzy obywatele byli traktowani jak trędowaci. W odcinku "Mr. Paris Shoes" widzimy, że dr Algernon Edwards (Andre Holland), wiceszef chirurgii w "białym" szpitalu, żyje razem ze swoimi paryskimi butami w "czarnej" dzielnicy i musi co rano stać w kolejce na korytarzu, żeby skorzystać z obskurnej łazienki. Dziś miałby pewnie przestronne mieszkanie na Manhattanie, wtedy nikogo nie obchodziło, gdzie pracuje i jakie ma dyplomy, rasa go dyskwalifikowała.
5. Clive Owen w roli wąsatego rzeźnika
Wciąż jeszcze nie możemy przyzwyczaić się do tego, że gwiazdy wielkiego ekranu zstępują na mały, często ratując w ten sposób swoje podupadające kariery. Pełen chropowatego uroku Clive Owen nie dostał Oscara za "Bliżej" i Emmy za "The Knick" pewnie też nie dostanie – za duża konkurencja – ale trzeba przyznać, że w roli gburowatego chirurga ze staroświeckimi wąsiskami prezentuje się świetnie. Gdybym była młodą pielęgniarką, pewnie strasznie bym się go bała i jednocześnie przeżywałabym nie do końca zdrową fascynację jego osobą.
Warto podkreślić, że Thack – choć ma prawo kojarzyć z się z House'em – to bohater oparty na historycznej postaci dr. Williama Halsteada, genialnego chirurga z tamtego okresu, który również przeżywał wzloty i upadki, związane z uzależnieniem od narkotyków.
6. Steven Soderbergh za kamerą
Charyzmatyczni showrunnerzy serialowi w ostatnich latach stali się niemalże celebrytami. Nazwisk reżyserów nikt nie pamięta – choć na pewno Cary Fukunaga ("Detektyw") sprawił, że zaczęliśmy dostrzegać ich istnienie. Ale kogoś takiego jak Steven Soderbergh jeszcze w telewizji nie było. I nie mówcie mi, że to tylko nazwisko, bo tak nie jest. Wyraźnie widać, że "The Knick" to bardziej dzieło reżysera niż scenarzysty. Kiedy patrzę na takie sceny, jak walka z końcówki 3. odcinka, szczerze żałuję, że nie mogę obejrzeć całego serialu w kinie. Ten serial to uczta dla oczu – nawet jeśli czasem człowiek jest zmuszony je odwrócić, żeby oszczędzić sobie widoku wnętrza ludzkiego brzucha.
7. Elektroniczna muzyka Cliffa Martineza
Na początku to spory szok: widzisz Nowy Jork z przełomu XIX i XX wieku, słyszysz dźwięki z XXI wieku. Wydaje się, że to nie może działać. A jednak elektroniczna muzyka Cliffa Martineza – z którym Soderbergh współpracował już wcześniej – pasuje do "The Knick" świetnie, nadaje serialowi rytm, dodaje mu energii i sprawia, że całość staje się jeszcze bardziej hipnotyzująca.
8. Nietypowa para – Irlandczyk i zakonnica
Kierowca karetki Tom Cleary to chyba najbardziej zawadiacka postać w "The Knick". Choć ciągle tylko szuka nowych sposobów na dorobienie sobie do pensji, a jego metody trudno uznać za etyczne, nie da się drania nie lubić. A najlepsze są jego wspólne sceny z siostrą Harriet (Cara Seymour), zakonnicą, która pali, pije, przeklina i prowadzi działalność, której nie pochwaliłby ani Bóg, ani jej kościelny zwierzchnik. Aż żal, że ta para pojawia się na ekranie tak rzadko. Jeśli kiedyś Cinemax skasuje "The Knick", powinno poważnie rozważyć spin-off z Irlandczykiem i zakonnicą. Mogliby razem rozwiązywać zagadki kryminalne albo robić cokolwiek innego. Byle tylko nie brakowało ostrych dialogów i wizyt w pubach.
9. Urocza i odważna siostra Elkins
Lucy Elkins na początku wydaje się miłym dziewczątkiem, które przyjechało z jakiejś dziury na Południu i niedługo pewnie będzie musiało zwinąć manatki. Błąd. Młoda pielęgniarka już w pilocie udowadnia, że szybko się uczy i nie boi się żadnych wyzwań. Nic dziwnego, że zwraca na nią uwagę sam dr Thackery. I nic dziwnego… Macie prawo nie kojarzyć Eve Hewson, która gra siostrę Elkins, ale już takiego pana jak Bono na pewno znacie. Eve jest jego córką.
10. To po prostu fascynująca historia
"The Knick" nie ma wybitnego scenariusza, można wręcz powiedzieć, że scenariusz to najsłabsze ogniwo serialu stacji Cinemax. Przez pół sezonu u bohaterów wiele się nie wydarzyło, a to, co się wydarzyło, było do przewidzenia. Ale to nie ma aż takiego znaczenia, bo najciekawsze rzeczy i tak dzieją się na sali operacyjnej, w cyrku dr. Thackery'ego. Rewolucja w chirurgii i tempo, w jakim się ona dokonała, to rzecz fascynująca z definicji – w końcu w ciągu zaledwie jednego stulecia dokonano cudów, które przez tysiące lat nikomu nie mieściły się w głowie. Operacje, które w 1900 roku były czymś niewyobrażalnie trudnym, dziś są standardowymi zabiegami, czasem wręcz robionymi na życzenie pacjentów (jak cesarskie cięcie).
Ale nie tylko to, co robi Thackery, jest niesamowite. Równie interesujące są kulisy funkcjonowania szpitala z 1900 roku. Z jednej strony, walka o pacjentów i idące za nimi pieniądze potrafiła przybierać najbardziej barbarzyńskie oblicza, z drugiej – w serialowym The Knickerbocker Hospital dokonuje się prawdziwa rewolucja, a sama instytucja wygląda lepiej niż niektóre dzisiejsze polskie szpitale. I choć wiem, że to nie jest dokładne odzwierciedlenie ówczesnej rzeczywistości, i tak nie mogę się na to wszystko napatrzeć.