"Downton Abbey" (5×01): Czas na zmiany
Nikodem Pankowiak
23 września 2014, 20:46
"Downton Abbey" wróciło i pokazuje nam, że przez 12 lat, które minęło od wydarzeń z początku serialu, zmieniło się całkiem sporo, a może zmienić się jeszcze więcej. Uwaga na spoilery.
"Downton Abbey" wróciło i pokazuje nam, że przez 12 lat, które minęło od wydarzeń z początku serialu, zmieniło się całkiem sporo, a może zmienić się jeszcze więcej. Uwaga na spoilery.
Gdy ponownie zaglądamy do Downton, jest już rok 1924. Dziecko Edith przyszło na świat i jest wychowywane przez rodzinę mieszkającą niedaleko posiadłości – to najważniejsza rzecz, jaka zmieniła się w rodzinie Crawleyów. Dużo większe zmiany zaszły za to w Wielkiej Brytanii, gdzie władzę objęli laburzyści, z premierem Ramsayem MacDonaldem na czele. Fakt ten bardzo nie podoba się zwłaszcza Lordowi Granthamowi, który obawia się, że Partia Pracy zacznie zwalczać jego i jemu podobnych.
Wiele razy w "Downton Abbey" pokazywano, jak wraz z upływem czasu zmieniali się ludzie i otaczający ich świat. W tym odcinku pokazano to jednak jeszcze dobitniej. Carson został poproszony o przewodniczenie uroczystościom upamiętniających żołnierzy, którzy zginęli w czasie I wojny światowej, co wprawiło w konsternację Roberta. Wszak kto to widział, aby w jego posiadłości lokaj stał wyżej od pana? Z takim obrotem spraw nie najlepiej radzi sobie także sam Carson. W końcu to człowiek przyzwyczajony do pewnej hierarchii i porządku, który nigdy nie chciał wychodzić przed szereg. Aż nagle ktoś go tam wypchnął.
Pojawiają się także zmiany w myśleniu, nie wszyscy akceptują sytuację, w której część społeczeństwa jest postawiona wyżej i tylko jej zdanie się liczy. Świetnie obrazuje to wizyta Sary Bunting, lokalnej nauczycielki, na kolacji w Downton. Choć jest ona osobą o najniższym statusie społecznym w całym towarzystwie, nie boi się otwarcie mówić tego, co myśli. Nawet jeśli oburza to samego Lorda Granthama. Z kolei Tom przypomina sobie dzięki tej dziewczynie, że kiedyś też miał swoje poglądy i potrafił stawać w ich obronie. Odnoszę wrażenie, że w tym sezonie szykuje się ostre światopoglądowe starcie między nim a Robertem.
Nawet Mary to już nie ta sama osoba co kiedyś. Najpierw otwarcie mówi Annie, że nie chce wiązać się z kimś, z kim nie wie, czy będzie czuła się spełniona w łóżku. A kiedy niedługo potem Lord Gillingham proponuje jej wspólny wyjazd, podczas którego będą rozmawiać za dnia i kochać się w nocy, zgadza się z jednym tylko zastrzeżeniem – nikt nie może się o tym dowiedzieć. Ten moment to w pewnym sensie przebudzenie dla widza – zdajemy sobie sprawę, że choć zmiany zachodzą, to jednak bardzo powoli i nie u wszystkich. Taka Anna wciąż jest bardzo wstydliwa i staromodna, co przyznaje otwarcie, nawet w towarzystwie swojego męża.
Można by powiedzieć, że do czasu pożaru w całym odcinku dzieje się niewiele, znam takich, którzy twierdzą, że wieje nudą (cześć, Marta), ale muszę przyznać, że ja absolutnie tego nie zauważyłem. Ponadgodzinny premierowy odcinek minął mi bardzo szybko i bez specjalnych dłużyzn. No, może niespecjalnie zainteresował mnie wątek Baxter, która, jak się okazało, ukradło swoim dawnym pracodawcom biżuterię, a teraz twórcy każą się nam zastanawiać dlaczego. Zupełnie to niepotrzebne i mam nadzieję, że rozwiązanie poznamy szybko.
Jak zwykle świetnie wypadła Violet ze swoimi komentarzami oraz Molesley próbujący oszukać upływające lata. Najbardziej czekam na to, aż sprawa dziecka Edith wybuchnie jej prosto w twarz. Bo że wybuchnie, to raczej pewne. Czekam, aż któraś ze służących znajdzie zdjęcie dziecka pod poduszką, gdy będzie sprzątać pokój po pożarze.
Powrót do Downton był niezły, ale czekam na coś mocniejszego. Póki co delektuję się klimatem i widokiem zmian na horyzoncie. To może być naprawdę udany sezon, jeśli tylko twórcy odpowiednio poprowadzą zarysowane wątki. Nawet jeśli miałoby być przeciętnie, będę oglądał dalej, w końcu gdzie indziej znajdę tak wspaniały klimat lat 20.?