"The Simpsons Guy" – zaskakująco dobry crossover
Mateusz Madejski
30 września 2014, 16:32
Stało się – Simpsonowie wreszcie poznali Griffinów. Ich spotkanie oczywiście okazało się katastrofą, ale na szczęście obu serialom wyszło to na dobre.
Stało się – Simpsonowie wreszcie poznali Griffinów. Ich spotkanie oczywiście okazało się katastrofą, ale na szczęście obu serialom wyszło to na dobre.
Nie da się ukryć, że obie kreskówki najlepsze lata mają już dawno za sobą. Najzabawniejsze odcinki "Simpsonów" powstawały dobre kilkanaście lat temu! "Family Guy" aż takim emerytem nie jest, ale na pewno przechodzi późny kryzys wieku średniego. Nic więc dziwnego, że w próbach ocalenia obu kreskówek daje się wyczuć pewną desperację. W obu serialach zapowiadano śmierci pierwszoplanowych postaci i w obu przypadkach to nie nastąpiło. Postanowiono więc wyraźnie czymś zaskoczyć, jednocześnie zachowując przy życiu kluczowych bohaterów.
Crossover obu produkcji był całkiem bystrym pomysłem. Właściwie to co by w nim nie pokazano, i tak było wiadomo, że obejrzy się świetnie i wejdzie do historii popkultury. Ale na szczęście twórcy nie odpuścili i dostaliśmy całkiem zgrabną historię.
Powinienem jednak zaznaczyć, że epizod "The Simpsons Guy" raczej nie jest przeznaczony dla przypadkowych widzów. Większość gagów zrozumieją tylko koneserzy dwóch seriali.
Jak obie rodziny się poznają? Otóż Peter rozpoczyna karierę rysownika satyrycznego. Idzie mu nieźle, ale w pewnym rysunku obraża kobiety. Ponieważ tłumaczy się z tego z gracją słonia w składzie porcelany, całe miasto obraca się przeciwko niemu. Więc cała rodzina musi opuścić rodzinne strony w poszukiwaniu nowego miejsca dla siebie. Brzmi znajomo? Jeśli kojarzy się to wam z pełnometrażowym filmem o Simpsonach, to gratulacje – crossover jest dla was i będziecie się świetnie bawić. Jeśli nie – obawiam się, że cały odcinek może być dla was średnio zrozumiały.
A dalej podobnych smaczków jest coraz więcej. Początkowo między rodzinami jest niezła chemia, a Peter i Homer stają się niemal przyjaciółmi. Homer jest na przykład zachwycony tym, że jego odpowiednik z Rhode Island pracuje w browarze. Ten więc daje mu próbkę piwa ze swojej firmy. I co się okazuje? Że to piwo to tylko marna kopia Duff's, od którego uzależnione jest całe Springfield! Na tym się nie kończy. Z odcinka dowiadujemy się, że w zasadzie wszystkie postacie "Family Guy'a" są kopią Simpsonów. I że w ogóle twórcy "FG" trochę za mocno wzorowali się na kreskówce o Springfield. Takiego obrotu spraw się nie spodziewałem, ale jak wiadomo autoironii twórcom komediowym w USA nie brakuje.
Punktem kulminacyjnym odcinka jest epicka, kilkuminutowa scena walki pomiędzy Peterem a Homerem. I znowu – jeśli z czymś wam to się kojarzy – obejrzyjcie koniecznie odcinek "The Simpsons Guy". Jeśli jednak zupełnie nie wiecie, o czym mówię – wybierzcie na dzisiejszy wieczór raczej jakiś nowy sitcom.