Kity tygodnia: "Stalker", "Gracepoint", "Revenge", "Madam Secretary", "Selfie"
Redakcja
5 października 2014, 17:47
"Stalker" (1×01 – "Pilot")
Marta Wawrzyn: Nowy serial CBS wsławił się tym, że udało mu się zdobyć 17/100 na Metacritic. To chyba jakiś rekord, ja przynajmniej nie pamiętam, kiedy widziałam słabszy wynik w przypadku serialu – a jak wiecie, uwielbiam sprawdzać cyferki na Metacritic. Czy rzeczywiście jest aż tak źle? Dla mnie przede wszystkim "Stalker" to straszne nudziarstwo. Taki zwyczajny, banalny procedural z nieciekawymi, przewidywalnymi sprawami i dwójką stereotypowych detektywów w rolach głównych.
Ale jest jeszcze jeden problem z tym serialem: on próbuje coś ugrać na tym, że oferuje temat "na czasie". I usiłuje go sprzedać w atrakcyjny sposób, używając do tego celu kształtnych piersi Maggie Q i dość mocnych (choć nie tak jak w "The Following", które ze "Stalkerem" łączy osoba twórcy, Kevina Williamsona) scen przemocy. To zwyczajnie głupie i cyniczne, nic więc dziwnego, że amerykańskie ofiary stalkingu są oburzone. Te bzdury nikomu nie pomagają ani nie zwracają uwagi na problem, który dotyka miliony ludzi. "Stalker" nie jest nikomu na nic potrzebny. To tylko kolejny przykład CBS-owskiej sieczki, tym gorszy, że udający coś więcej.
"Gracepoint" (1×01 – "Episode One")
Marta Wawrzyn: Zastanawiałam się chwilę nad tym kitem, bo mimo wszystko nie jest to aż tak zły pilot. Problem w tym, że jakieś 90% odcinka to po prostu kalka tego, co już widzieliśmy w "Broadchurch". Zerżnięto absolutnie wszystko, włącznie z całymi długimi scenami. Dobrano aktorów o aparycji podobnej do tych z oryginału. Miasteczko oczywiście musi być nad oceanem, Danny musiał być znaleziony pod klifem, a bohaterowie na razie robią dokładnie to, co ich brytyjscy poprzednicy. A najgorsze jest to, że David Tennant powtarza często dokładnie te same słowa, które już raz wypowiadał.
Jedyną wartością dodaną jest Anna Gunn, tylko co nam po niej, skoro odgrywa identyczne sytuacje co Olivia Colman i nie robi tego lepiej (jak zresztą miałaby tego dokonać?). Wszystko inne się zgadza: wprowadzająca niepokój muzyka, sekwencje w zwolnionym tempie, sceny zbiorowe. Nie dodano od siebie kompletnie nic, a to, co podrobiono, często jest zwyczajnie słabsze. Nie ma takich emocji co w oryginale, nie ma tego niesamowitego klimatu, a Tennant gdzieś zgubił swój szkocki akcent.
Teoretycznie możecie to obejrzeć bez zgrzytania zębami, bo to przyzwoity pilot – i reszta serialu pewnie też taka będzie. Ale tylko jeśli nie widzieliście "Broadchurch", inaczej nie ma to żadnego sensu. Z drugiej strony, jeśli nie widzieliście oryginału, to może po prostu go obejrzyjcie zamiast zawracać sobie głowę amerykańską podróbką?
"Selfie" (1×01 – "Pilot")
Marta Wawrzyn: Miał być wielki komediowy hicior jesieni – nie dość że temat na czasie, to jeszcze cudowny duet Emily Kapnek i Karen Gillan – wyszło wielkie WTF. "Selfie" to nieudana, przesadzona, pełna wydumanych sytuacji satyra na social media. Główna bohaterka jest tak irytująca, że nie da się na nią patrzeć, choć przecież ma twarz ślicznej Amy z "Doktora Who". Nie dość że przez większość czasu papla głupoty, to jeszcze ma zwyczaj dodawać do tego, co mówi, hashtagi. Nie jest to ani zabawne, ani w żaden sposób fajne.
"Selfie" miesza wszystko, czego najbardziej nie lubimy w serwisach społecznościowych, i przerabia na denerwującą, niestrawną papkę. Nawet sympatyczny bohater grany przez Johna Cho – który ma wyprowadzić główną bohaterkę na ludzi – wiele nie pomaga. Nie ma żadnego powodu, aby to oglądać.
"Manhattan Love Story" (1x0x – "Pilot")
Marta Wawrzyn: Z dwóch komedii romantycznych zaprezentowanych w tym tygodniu zdecydowanie wolę "A to Z", któremu co prawda daleko do serialu wybitnego, ale chemia pomiędzy parą głównych bohaterów sprawia, że ogląda się to nieźle. "Manhattan Love Story" to niestety koszmarek – nie dość że samo love story jest strasznie oklepane, to jeszcze nie działa nic innego. Nie ma iskierek, nie ma powodów do śmiechu, nie ma fajnych bohaterów.
"Manhattan Love Story" nie wnosi kompletnie nic, tylko powiela zarówno schematy komedii romantycznych, jak i stereotypy na temat obu płci. Niby da się to oglądać, ale nie ma po co. Serial ma jedną, jedyną zaletę: to Analeigh Tipton, która gra jedną z głównych ról i jest przeuroczą dziewczyną. Ale na brak porządnego scenariusza i ona nie pomoże.
"Madam Secretary" (1×02 – "Another Benghazi")
Marta Wawrzyn: O ile pierwszy odcinek "Madam Secretary" dawał jeszcze trochę nadziei, to drugi całkiem produkcję CBS pogrążył. Ten serial to po prostu jedno wielkie nudziarstwo, złożone z pomysłów, które widzieliśmy już dziesiątki razy. Nie ekscytują ani dramaty rodzinne pani sekretarz, ani sprawy tygodnia – tak oklepane jak to tylko możliwe. I oczywiście rozwiązywane są nie dość że w banalny sposób, to jeszcze obowiązkowo szczęśliwie. Trudno się cieszyć, że właśnie udało się uniknąć drugiego Benghazi, skoro od początku wiadomo było, jak to się skończy.
W serialu jest jeszcze jedna prawidłowość: jeśli Željko Ivanek pojawia się tylko na krótki moment, to znaczy, że w odcinku nie wydarzy się absolutnie nic wartego uwagi. On i Tea Leoni razem potrafią przyciągnąć moją uwagę – choć przecież takie relacje w serialach politycznych już były, i to sto razy lepiej napisane. Sama Tea Leoni nie wystarczy, bo z tak nijakiego materiału ciężko jest wycisnąć coś ekstra.
"Revenge" (4×01 – "Renaissance")
Marta Wawrzyn: "Revenge" już nas przyzwyczaiło do niskiego poziomu, więc ten kit to żadne zaskoczenie. W "Renaissance" jedna rzecz się udała – teraz Emily króluje w willi Graysonów, a Victoria będzie się mścić za zrujnowanie jej życia. Żeby mogło do tego dojść, musieliśmy obejrzeć parę absurdów, ale od biedy dałoby się to wybaczyć.
Problem w tym, że pomysłów, których wybaczyć się nie da, jest więcej. Jack w mundurze policjanta, w którym podobno wygląda jak striptizer. Okropne wątki Daniela i Charlotte. Zmartwychwstały David Clarke czający się w ciemnościach. I największa bzdura ze wszystkich – Emily uzależniona od zemsty.
Tylko sukienki wciąż dają radę. Ale jednak nie jestem pewna, czy chcę w tym sezonie obejrzeć 20-godzinny pokaz mody.