"Stalker" (1×01): Proceduralne nudy na pudy
Marta Wawrzyn
6 października 2014, 20:12
"Stalker" Kevina Williamsona miał być jednym z największych hiciorów tego sezonu, a okazał się topornym proceduralem z lekką nutką kontrowersji.
"Stalker" Kevina Williamsona miał być jednym z największych hiciorów tego sezonu, a okazał się topornym proceduralem z lekką nutką kontrowersji.
Kiedy Kevin Williamson rzucił wszystkie siły na "Stalkera", wycofując się z aktywnego uczestnictwa w produkcji "The Following", nietrudno było uwierzyć, że mamy do czynienia z czymś wartym uwagi. Niekoniecznie zaraz dziełem przełomowym, w którym zakochają się krytycy, ale przynajmniej produkcją, która będzie uwielbiana przez średnio wymagające masy. Niestety nie wyszło.
"Stalker" to po prostu kolejny banalny, prymitywny procedural stacji CBS. Tyle że zamiast "zwykłych" spraw kryminalnych i detektywów, którzy zajmują się takowymi, mamy parę policjantów będących specami od stalkingu. Oboje znają się na swoim fachu lepiej niż dobrze – ona, porucznik Beth Davis (Maggie Q), padła kiedyś ofiarą tego typu przemocy i od tej pory strach stał się częścią jej życia. On, detektyw Jack Larsen (Dylan McDermott), to męska szowinistyczna świnia, która ma sporo za uszami. Nie będę zdradzać co dokładnie, zresztą pewnie sami zgadniecie, nawet jeśli nie widzieliście ani minuty serialu.
Ani w tych postaciach, ani w ich wzajemnych stosunkach nie ma nic interesującego – produkcja Williamsona bazuje na sprawdzonych wielokrotnie schematach. Dylan McDermott gra tego samego gościa co zawsze, Maggie Q nosi push-upy i wydekoltowane bluzki, aby podkreślić, że ofiara stalkingu ma prawo ubierać się seksownie i nikomu się z tego nie tłumaczyć. Ich relacja na razie opiera się na ciągłych kłótniach, wypełnionych okropną dawką nerwowości.
Sprawy, którymi się zajmują, to zwykły proceduralny banał. Ma się straszną ochotę to przewinąć, byle zobaczyć coś więcej. Problem w tym, że serial wiele więcej niż te nudy na pudy nie oferuje. Owszem, znalazło się parę dość mocnych scen przemocy – stalker oblewa kobiety benzyną i je podpala, co zapewne czyni go mordercą, a nie stalkerem – trudno jednak poczuć przy tym dreszczyk.
Serial nie przeraża, nie oferuje niczego oryginalnego ani nie zmusza w żaden sposób do myślenia. To miks totalnej nudy z bezmyślną, średnio interesującą przemocą, głównie wobec kobiet, które ciągle piszczą, krzyczą i biegają przed kamerą w różnych kierunkach. "Stalker" w cyniczny sposób wykorzystuje fakt, że temat tego typu prześladowania jest teraz "modny". Ciągle się o tym mówi, ciągle słyszymy, że ktoś sławny – zwykle faktycznie kobieta – padł ofiarą stalkingu. Nic, tylko korzystać!
Nie dziwię się, że amerykańskie ofiary stalkingu – których jest kilka milionów – są oburzone na CBS. Ten bzdurny serial ani nikomu nie pomaga, ani nie jest w żaden sposób potrzebny. Powiela tylko stereotypy, które mają dość luźny związek z prawdą. A i rozrywka z niego żadna, chyba że lubicie spać przed ekranem.