"Bad Judge" (1×01): Nawet Kate Walsh nie pomoże
Nikodem Pankowiak
8 października 2014, 16:28
Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały, że "Bad Judge" nas zawiedzie – i tak się właśnie stało. Tylko Kate Walsh szkoda.
Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały, że "Bad Judge" nas zawiedzie – i tak się właśnie stało. Tylko Kate Walsh szkoda.
"Bad Judge" przed emisją miało sporo problemów – wymieniono część obsady, pilotowy odcinek nakręcono od nowa. Być może, gdyby nie znane nazwiska w obsadzie, szefowie NBC już dawno rzuciliby ten projekt w cholerę, no ale przecież nie wypada tego robić Kate Walsh, gwieździe "Chirurgów" i "Prywatnej praktyki". Efekt jednak jest, jaki jest – niepowalający, delikatnie rzecz ujmując. Gdyby nie Kate, byłoby naprawdę źle, to ona niesie tę produkcję na swoich barkach.
Żarty, czy to w sali sądowej, czy w barze, czy gdziekolwiek indziej, są zwyczajnie słabe. Teoretycznie widza powinna śmieszyć wizja pani sędzi, która mimo noszonej togi nie jest absolutnie żadnym wzorem do naśladowania – wręcz przeciwnie, nawet mały Robby widzi, że jej życie to jeden wielki bałagan. Sceny pomiędzy tą dwójką są zresztą najlepszymi w całym serialu. Widać wyraźnie, że między rodzi się tu jakaś chemia. Dobrze wypadają jeszcze sceny z Chrisem Parnellem – jego talent komediowy jest niezaprzeczalny, nieważne czy to "30 Rock", "Suburgatory", czy zdecydowanie najsłabsze z tej trójki "Bad Judge".
O roli Kate Walsh można mówić wyłącznie dobrze, a nawet bardzo dobrze, bo zdecydowanie wybija się ona ponad przeciętność prezentowaną przez resztę obsady. Jej bohaterka chleje, uprawia przypadkowy seks, także w pracy, potrafi pojawić się w sali sądowej z testem ciążowym w ręce, a na dodatek ma zwyczaj pomagać rodzinom osób, które wsadziła. To wszystko i jeszcze więcej stanowi o niezaprzeczalnym uroku tej postaci. No dobra, może jeszcze Ryan Hansen i mały Theodore Barnes trzymają poziom. Ale na drugim planie już jest nędza. Zastanawiam się, jak źli musieli być aktorzy wymienieni na "lepszych" po nagraniu oryginalnego pilota.
Dobrej komedii dziejącej się w środowisku prawniczym nie mieliśmy już od dawna (pominąłem coś?), ale to niczego nie zmienia. Fajnie, że odeszliśmy tutaj od schematu produkcji familijnej albo traktującej o grupce przyjaciół próbujących ułożyć sobie życie w wielkim mieście, ale na oryginalnym pomyśle skończyła się inwencja twórców. Tu nie ma nic, co mogłoby dać nam nadzieję, że w kolejnych odcinkach będzie lepiej.
Czuję, że jestem już jak zdarta płyta – z każdą kolejną nieśmieszną komedią powtarzam to samo. Ale naprawdę, co odkrywczego można powiedzieć, gdy już wszystko zostało powiedziane? "Bad Judge" jest następną produkcją, o której za chwilę nikt nie będzie pamiętał. Jak świetna w swojej roli nie byłaby Kate, w niczym to nie pomoże, skoro budżet wystarczył na opłacenie jej pensji, ale zabrakło pieniędzy na scenarzystów.