Pazurkiem po ekranie #47: Małżeństwa i romanse
Marta Wawrzyn
22 października 2014, 20:35
Romans w "The Affair" nie chce przestać być niesamowicie seksowny, w "Żonie idealnej" power couple zamienia się w trójkącik, a tymczasem w "Homeland" stawiają na bezczelne obmacywanie. Spoilery, a jakże.
Romans w "The Affair" nie chce przestać być niesamowicie seksowny, w "Żonie idealnej" power couple zamienia się w trójkącik, a tymczasem w "Homeland" stawiają na bezczelne obmacywanie. Spoilery, a jakże.
Czy Wam też już zaczyna brakować czasu na seriale? Bo u mnie tak się właśnie dzieje. Po produkcjach, na które szkoda czasu, bo i tak je za chwilę skasują, zaczynają odpadać te, z których coś mogłoby być, ale raczej nie będzie. O, takie "Forever" na przykład. I "Madam Secretary". I "Selfie". I "A to Z". I "Mulaney" – ach, jaka szkoda, że to nie wyszło! Przygotowuję się też do pożegnania z "Gotham" i "The Flash" – pierwszy to stracona szansa na coś naprawdę ekstra, drugi to serialik miły, lekki i przyjemny, czyli rzecz z definicji nie dla mnie. A ta para naukowców jest po prostu nie do zniesienia! Ale pomijając zawiedzione nadzieje i ewidentne wtopy, uważam, że…
…to właściwie niezła serialowa jesień.
Co zawdzięczamy w dużej mierze Showtime'owi, który znów odpalił coś fantastycznego. I choć zdaję sobie sprawę z tego, że "The Affair" bardzo łatwo może skończyć jak prawie wszystkie produkcje tej stacji – czyli po świetnym pierwszym sezonie nastąpi gwałtowny zjazd w dół – to w tej chwili nie zamierzam sobie zaprzątać tym głowy. Ba, najbardziej chyba bym chciała, aby obecną historię zamknięto w dziesięciu odcinkach i w ewentualnym drugim sezonie (który wcale nie jest taki pewny, bo oglądalności daleko do oszałamiającej) opowiedziano nam w tej samej formie o zupełnie innym romansie.
Na razie odetchnęłam z ulgą, bo przyznaję, że bałam się trochę drugiego odcinka. W zeszłym tygodniu "The Affair" wzięło mnie z zaskoczenia, teraz już moje oczekiwania stały się siłą rzeczy wyższe. I jak najbardziej udało się je spełnić! Serial wciąż wydaje mi się "tylko" bardzo dobry, kiedy swój punkt widzenia przedstawia Noah, i przechodzi w genialny, kiedy rolę narratorki przejmuje Allison. Znów łapałam się za głowę, widząc, jak różnie ludzie zapamiętują/chcą zapamiętać te same sytuacje, i znów zachwycałam się tym, jak jeden gest albo jedno słowo potrafi zmienić znaczenie większej całości.
Do ochów i achów sprzed tygodnia doszedł jeszcze jeden: czołówka z utworem Fiony Apple, która uczyniła "The Affair" jeszcze bardziej zachwycającym i kompletnym.
Tymczasem w świecie chicagowskich prawników…
…znów najciekawsza była polityka. Być może przesadzam, być może nie powinnam narzekać, ale kolorowe wnętrze głowy Elsbeth Tascioni wydało mi się zdrowo przegięte i koszmarnie irytujące, a zakończenie sprawy, w której Alicia i wspomniana Elsbeth znalazły się po przeciwnych stronach barykady, kompletnie nijakie i niewarte zapamiętania. Sprawa ataku na sieć komputerową Florrick Agos również zainteresowała mnie tak sobie, a jakby tego było mało zaczynam odczuwać wyraźny przesyt wchodzeniem do tej samej rzeki z Kalindą.
Pierwszy w tym sezonie średni odcinek "The Good Wife" miał jednak rewelacyjną końcówkę, spinającą obecne wydarzenia z początkami serialu. Na podzielonym na pół ekranie pojawiła się Alicia jako szara myszka, stojąca za przyznającym się do seksskandalu mężem, i Alicia jako pewna siebie kobieta w czerwieni, którą mąż musi wspierać, bo wie, że to dla niego korzystne. Serial małżeństwa Kingów od początku bawi się motywem Billa i Hillary (choć inspiracją był nie tyle Bill Clinton, co Eliot Spitzer), ale dopiero teraz pozwala nam zobaczyć to z kolejnych perspektyw, co go niejako wynosi na nowy poziom.
Bo oto doszły media, które będą śledzić wszystko, co dotyczy nowej seksownej power couple. Dziennikarze nie znają prawdy, nie wiedzą, że Alicia dopiero co wrzeszczała na Petera, nie podejrzewają też jeszcze, że "żonę idealną" może coś łączyć z Finnem Polmarem. Niech będzie, że to przyjaźń – ale chyba nie tylko ja przypuszczam, iż z tej przyjaźni za chwilę narodzi się coś więcej. Alicia ma mnóstwo trupów w szafie, zwłaszcza jak kandydatkę do kanonizacji, i z pewnością nie raz, nie dwa zobaczymy, jak jej kampania sypie się jak jakiś… domek z kart. I właśnie dlatego spodziewam się jeszcze lepszego niż poprzedni sezonu "The Good Wife".
A "Homeland" jeszcze oglądacie?
U mnie ostatnio dawny hit Showtime'a spadł do rangi "serialu do kotleta" (zazwyczaj tak traktuję sitcomy, ale jeśli odcinek "Homeland" podzielić na pół, to też ma sens, tyle że jego obejrzenie zajmuje dwa dni), w którym nie ekscytuje mnie już w zasadzie nic. Dziś jednak musiałam zasłonić oczy, kiedy Carrie zaczęła dobierać się do pakistańskiego studenta.
To było przerażające z wielu różnych powodów – bo dzieciak, bo muzułmanin, bo prawiczek, bo za chwilę ona go praktycznie skaże na śmierć – ale kiedy już przestałam odwracać wzrok, nie omieszkałam zauważyć, jak wielką aktorką jest Claire Danes. Lekcja uwodzenia w wykonaniu Carrie Mathison wywołała u mnie taki dyskomfort psychiczny, że wciąż nie mogę się otrząsnąć. Sama nie wiem, czy to dobrze, czy źle, ale wiem, że następnym razem będę jeść obiad w towarzystwie "The Walking Dead".
A co Wy widzieliście w tym tygodniu? Piszcie w komentarzach, tweetujcie i obserwujcie mnie, a także Serialową na Twitterze, bo to właśnie tam mamy zwyczaj prawie na żywo pisać o tym, co oglądamy. Jeśli też coś fajnego oglądacie i chcecie podzielić się tym z nami, używajcie w tweetach hashtagu #serialowa. My Wasze wpisy odnajdziemy i oczywiście na nie odpowiemy.
I pamiętajcie – widzimy się za tydzień. W tym samym miejscu, o tej samej porze.