Seryjnie oglądając #26: Nuda w czasie zarazy
Andrzej Mandel
24 października 2014, 19:52
Po zdecydowanie zbyt długiej przerwie wracam do swojej cotygodniowej rubryki. Jak zawsze będą osobiste enuncjacje i pełno zwyczajnych seriali… Dobra, żartowałem. Zaczynam od lekkiego bicia "Czarnej listy". Poza tym "Castle" i "Forever". Wszystko ze spoilerami.
Po zdecydowanie zbyt długiej przerwie wracam do swojej cotygodniowej rubryki. Jak zawsze będą osobiste enuncjacje i pełno zwyczajnych seriali… Dobra, żartowałem. Zaczynam od lekkiego bicia "Czarnej listy". Poza tym "Castle" i "Forever". Wszystko ze spoilerami.
Jesień zagościła już u nas na dobre, a seriale rozkręciły się na tyle, że niektóre robią już sobie przerwy. Co ma o tyle dobre strony, że jest czas na nadrobienie zaległości z innymi. Generalnie jednak staram się być na bieżąco, bo a nuż będzie okazja do zjechania jakiegoś wyjątkowo słabego odcinka albo pochwalenia jakiegoś wyjątkowo dobrego. O dziwo, jakoś nie mam ku temu specjalnie okazji, nawet "The Blacklist" ich nie dostarcza.
Co nie znaczy, że "Czarna lista" jest w tym sezonie taka dobra – ostatni odcinek zapewne próbował być na czasie w związku z Ebolą i mogliśmy pooglądać, jak nakierowane przez Reda FBI próbowało zapobiec ogólnoświatowej epidemii wywołanej przez skrajnych ekologów. Wątek ten był nudny, niczym przysłowiowe flaki z olejem, bo od początku było oczywiste, że zarazy nie będzie, a żaden z bohaterów na nią umrze. Agentka Keen (coraz lepsza Megan Boone) się zaraziła, dzielnie tamując krwotok koleżance z zespołu, agentce Mossadu na gościnnych występach w USA… Grunt jednak, że mogłem pooglądać kolejne występy fenomenalnego Jamesa Spadera. Choć przyznaję, epidemia mogła być znacznie bardziej interesująca.
Notabene – pierwszy sezon "Czarnej listy" można oglądać w TVN 7 (zaledwie rok po premierze w USA, należy to uznać za sukces), a w AXN 2. sezon startuje już 6 listopada. Jak widać, nasze stacje poprawiają się, jeżeli chodzi o podejście do widza.
Bo podejście jest ważne. Przekonał się o tym Castle, który trafił do klasy pełnej 8-latków i musiał znaleźć wśród nich świadka morderstwa. Podejrzanie dobrze radził sobie przy tym z dzieciakami i świetnie odnajdywał się w naklejaniu na plecy karteczek z napisem "śmierdzący oddech". Mordercę udało się znaleźć, a Castle dostał od swojej córki burę za zbyt późny powrót ze szkoły… Po słabszym początku 7. sezonu wszystko zaczyna się kręcić, choć nadal nie bardzo kupuję historię ze zniknięciem Ricka.
Na szczęście jakby "Castle" mi się znudził, to chyba mam coś na zastępstwo – urocze skrzyżowanie "Castle", "Kości", "Sherlocka", "Detektywa Amsterdama" i paru innych seriali z Ioanem Gruffuddem w roli głównej. "Forever", bo o tym serialu mowa, wypada naprawdę nieźle, choć przecież historia o nieśmiertelnym (no… raczej zawsze zmartwychwstającym) lekarzu, obecnie patologu sądowym jest czystej wody fantazją. Jednak Matt Miller stworzył coś, co ma swoją atmosferę, ładnie łączy retrospekcje z bieżącymi wydarzeniami i zaludnił też serial wyrazistymi postaciami drugoplanowymi – szczególnie podoba mi się adoptowany syn głównego bohatera Abe (Judd Hirsch). Ale też i jego asystent Lucas (znany z podobnej roli w "Kościach" Joel David Moore) da się lubić. Jest tu humor, jest miejsce na odrobinę powagi, a zagadki kryminalne wyglądają interesująco i nie zawsze są kryminalne.
I tak spędzam jesienne wieczory oglądając seriale, to uśmiechając się z zadowoleniem, to nieco szyderczo. Grunt, że tymczasem nie ma niczego zdecydowanie słabego i nie muszę niczego ganić.
A co Wy widzieliście w tym tygodniu? Piszcie w komentarzach, tweetujcie i obserwujcie mnie, a także Serialową na Twitterze, bo to właśnie tam mamy zwyczaj prawie na żywo pisać o tym, co oglądamy. Jeśli też coś fajnego oglądacie i chcecie podzielić się tym z nami, używajcie w tweetach hashtagu #serialowa. My Wasze wpisy odnajdziemy i oczywiście na nie odpowiemy.
Do następnego.