Hity tygodnia: "The Affair", "Sons of Anarchy", "Brooklyn 9-9", "Black-ish", "Doktor Who"
Redakcja
26 października 2014, 19:12
"Brooklyn Nine-Nine" (2×04 – "Halloween II")
Andrzej Mandel: W zeszłym roku Jake wygrał zakład z kapitanem Holtem, więc w tym roku przygotował się równie starannie. Skusił kapitana propozycją pięciu tygodni nadgodzin (bezpłatnych!), wyznaczył każdemu z posterunku rolę do odegrania i zatrudnił mistrza kieszonkowców. Wszystko po to, by ukraść kapitanowi jego pamiątkowy zegarek. Nie wiedział, że to dopiero początek kłopotów.
Niesamowitej zabawy dostarczyły mi perypetie Jake'a z zegarkiem i próbą jego odzyskania, gdy złodziej okazał się niesłowny. Ale jeszcze lepiej się bawiłem, gdy okazało się, że wszystko to było starannie zaplanowaną przez Holta pułapką na Jake'a, który musiał powiedzieć, że kapitan jest "niesamowity/genialny" i przegrał nadgodziny. Staranne planowanie, jak widać, jest podstawą wysmakowanej zemsty, a Jake i tak jest już do tyłu z planowaniem zakładu na następne Halloween. Do tego wszystkiego doszła Gina i jej "wielka" tragedia życiowa, która skłoniła Terry'ego do… to trzeba zobaczyć!
Idealne zgranie, brak jakichkolwiek zbędnych przestojów i pełne dwadzieścia parę minut świetnej zabawy. Ten odcinek zasłużył na hit, inaczej być nie mogło.
Nikodem Pankowiak: Kto myślał, że kapitan Holt nie potrafi być równie przebiegły co Jake, ostatecznie mógł stracić wszelkie wątpliwości. Jego halloweenowy zakład z Peraltą przyniósł nam kolejny fantastyczny odcinek "Brooklyn Nine-Nine". Muszę jednak przyznać, że nawet gdy widziałem Jake'a zakutego w kajdanki, byłem pewien, że za chwilę coś wymyśli i da Holtowi nauczkę. Bardzo dobrze, że do niczego takiego nie doszło, teraz przynajmniej wiemy, że nawet on może czasem przegrać i nie wszystko musi mu wychodzić. "Brooklyn Nine-Nine" tym sezonem udowadnia, że jest obecnie najlepszą emitowaną komedią w amerykańskiej telewizji.
Marta Wawrzyn: I ja dołączam do zachwytów. Ekipa "B99" zdecydowanie potrafi robić odcinki halloweenowe. W tym roku znów otrzymaliśmy tysiąc twistów w stylu "Ocean's Eleven", które doprowadziły do zaskakującego zakończenia. Przynajmniej dla mnie, bo nawet w najśmielszych snach nie podejrzewałam, że ten niesamowity wesołek, kapitan Holt, mógł zaplanować taką zemstę. A po drodze było tak diabelnie śmiesznie, że aż boję się, iż przez nadmiar wspaniałości nikt nie zapamięta nazwy grupy tanecznej Giny. Floorgasm, proszę państwa!
"The Affair" (1×02 – "2")
Nikodem Pankowiak: Serial zaczął z wysokiego C i proszę, okazało się, że potrafi utrzymać poziom z genialnego pilota. Właściwie mógłbym użyć kombinacji CTRL+C i CTRL+V i po prostu skopiować moją wypowiedź z poprzedniego tygodnia – nadal zachwycam się każdym ujęciem, każdym detalem i każdą mniejszą lub większą różnicą w tym, jak bohaterowie postrzegają całą historię. Może to głupie, ale chciałbym, żeby cały serial skończył się po pierwszym sezonie. Wtedy moglibyśmy otrzymać spójną, zamkniętą historię. Obawiam się jednak, że twórcy mają zupełnie inne plany.
W tym odcinku zadebiutowała też czołówka z premierową piosenką Fiony Apple i wow, co to za czołówka!
Marta Wawrzyn: Byłabym zachwycona tym cudownym, kameralnym dramatem, nawet gdyby nie było żadnego śledztwa. Bo emocje, bo detale, bo kłamstwa, bo pożądanie, bo genialni aktorzy. Ale do tego wszystkiego doszedł jeszcze jeden element: pytanie, kto właściwie zginął. Po pilocie byłam przekonana, że chodzi o męża Allison, teraz już taka pewna nie jestem. I ta zagadka to jeszcze jeden powód, aby oglądać "The Affair". Gdyby świetne portrety psychologiczne bohaterów i fantastyczne aktorstwo Wam nie wystarczało.
"The Walking Dead" (5×02 – "Strangers")
Nikodem Pankowiak: Drugi z rzędu odcinek "The Walking Dead" trafia do hitów, kiedy poprzednio zdarzyła się taka sytuacja? Sezon 5. rozpoczął się naprawdę obiecująco i oby poziom utrzymywał się w kolejnych odcinkach. Poznaliśmy Gabriela, księdza, który zapewnił bohaterom bezpieczną przystań w kościele, ale sam skrywa mroczną tajemnicę. Czytelnicy komiksów, do których się zaliczam, już ją poznali, widzowie muszą jeszcze trochę, choć raczej niezbyt długo, poczekać. Mogliśmy zobaczyć też kolejny odlotowy rodzaj zombie – wodne.
Spora uwaga twórców skupiła się w tym odcinku na Bobie, od początku mogliśmy wyczuć, że coś złego stanie mu się w ciągu najbliższych 40 minut, ale zapewne większość z nas obstawiała ugryzienie przez zombiaka i śmierć, jakich w tych serialu było już wiele. Zamiast tego otrzymaliśmy scenę, która mroziła krew w żyłach, powodowała ciarki i sprawiła, że niejeden widz nie będzie potrafił z najbliższym czasie spojrzeć na mięso. W międzyczasie bohaterowie podjęli decyzję o podróży do Waszyngtonu, ale już teraz wiemy, że szybko tam nie dotrą, a ich postój w kościele może się przedłużyć. Już nie mogę się doczekać kolejnego odcinka, bo daje on nadzieję na to, że zobaczymy w akcji duet Carol – Daryl. A to mieszanka wybuchowa.
"Black-ish" (1×05 – "Crime and Punishment")
Marta Wawrzyn: To może nie aż taki hit jak sześć lat temu "Modern Family" – brakuje trochę jednak świeżości – ale z odcinka na odcinek "Black-ish" zyskuje. O ile w poprzednich tygodniach jeszcze trochę się wahałam, teraz już nie mam wątpliwości. "Crime and Punishment" to jeden z najlepszych odcinków tego tygodnia. Wątek bicia, które miał otrzymać Jack, poprowadzony został jak rasowy thriller. A po drodze twórcom serialu udało się nie tylko doprowadzić mnie do szczerego śmiechu, ale i odnieść się w lekki i inteligentny sposób do poważnego tematu, jakim jest bicie dzieci.
Oprócz porządnej dawki świetnych dialogów i humoru sytuacyjnego "Black-ish" ma jeszcze jedną zaletę: wspaniałe, bardzo naturalnie zachowujące się na planie dzieciaki. Zwłaszcza Miles Brown i Marsai Martin są niesamowici jako bliźniaki Jack i Diane. Patrząc na nich, zapominam, że przecież gwiazdą tego serialu miał być Laurence Fishburne – który zresztą też pokazuje co chwila, jak wielki ma talent komediowy.
Świetnie, że już zamówiono pełny sezon "Black-ish". Miejmy nadzieję, że serial teraz już tylko będzie zyskiwał na uroku. Ciągle tylko nie mogę zrozumieć, czemu trailery były aż tak fatalne…
"Manhattan" (1×13 – "Perestroika")
Marta Wawrzyn: Jedna z najlepszych nowości lata 2014 zakończyła mocnym odcinkiem pierwszy sezon. Przez trzynaście odcinków zmieniło się wszystko – dwóch naukowców przypłaciło już życiem przygodę z bombą atomową, Charliemu i Frankowi rozpadło się praktycznie wszystko, a na dodatek jeszcze okazało się, że szpiedzy to nie żaden wymysł paranoicznych umysłów. Oni istnieją naprawdę i zwykle przybierają dość niepozorne postaci.
Choć "Manhattan" pod względem formy to tylko "kolejny serial retro", trzeba przyznać, że udało się to nadrobić interesującą treścią i świetnie rozwijanymi bohaterami, którzy okazali się być ludźmi z krwi i kości. Już nie mogę się doczekać ciągu dalszego. Jak Frank wydostanie się z tej matni (zakładam, że się wydostanie)? Co dalej z małżeństwem Charliego i Abby? I co z Lizą, która teraz pewnie zacznie walczyć o prawdę?
"Sons of Anarchy" (7×07 – "Greensleeves")
Nikodem Pankowiak: Wiem, że wielu czytelników proponowało "Sons of Anarchy" do kitów, ale absolutnie się z nimi nie zgadzam. Od kilku odcinków mogliśmy obserwować, jak Jax powoli buduje wielką intrygę, która mogła zapewnić klubowi spokojną egzystencję na dłużej. Problem w tym, że cały stworzony przez niego plan przypominał domek z kart – wyglądał imponująco, ale jeden nieprzewidziany ruch mógłby wystarczyć, by wszystko legło w gruzach.
Tak też stało się w tym wypadku, bo Jax, choć zdawał sobie sprawę, że August Marks jest trudnym przeciwnikiem, nie spodziewał się, że będzie mu aż tak trudno. Przez jego, jak się okazało, błędne decyzje, Bobby został schwytany przez nieodpowiednich ludzi, a ci pozbawili go oka. Teraz Jax musi zupełnie zmienić swoją strategię, a każda jego decyzja może zostać łatwo zakwestionowana, w końcu popełnił już sporo błędów. Dla mnie inny mały plus to pojawienie się w serialu Matthew St. Patricka z "Six Feet Under". Mam nadzieję, że zagości w nim na dłużej.
"Marry Me" (1×02 – "Move Me")
Marta Wawrzyn: Pilot nie do końca nie przekonał, ale drugi odcinek już w zupełności wystarczył. Proszę państwa, odzyskaliśmy "Happy Endings"! Oczywiście za chwilę nam to pewnie skasują, ale cieszmy się, póki możemy, bo tej jesieni nie ma zabawniejszej pary niż Annie (Casey Wilson) i Jake (Ken Marino).
W "Move Me" pojawiło się sporo tego, co w "Happy Endings" uwielbiałam najbardziej – czyli przekręconych słówek, odniesień popkulturowych i szybkich dialogów z inteligentną puentą. Humor sytuacyjny też daje radę, począwszy od romantycznego wgapiania się sobie w oczy, poprzez Gila spędzającego 29 godzin na ciągłym jedzeniu, aż po cudowną Annie mieszkającą w aucie. Zaczyna też być widać chemię nie tylko pomiędzy parą głównych bohaterów, ale i na drugim planie. Tatusiowie Annie oczywiście wciąż rządzą, ale w tym odcinku i Gil, i Dennah pokazali, że mają coś w sobie.
Jeśli nam tego nie skasują przedwcześnie, to spokojnie może być serial równie fajny co nieodżałowane "Happy Endings".
"Jane the Virgin" (1×02 – "Chapter Two")
Marta Wawrzyn: Oglądając pilot "Jane the Virgin", miałam szeroko otwarte oczy ze zdziwienia, teraz już się niczemu nie dziwię. CW wyprodukowało świetny serial, którego nikt przed premierą nie podejrzewał o to, że będzie świetny. "Jane" to szalona, inteligentna farsa, czerpiąca ile wlezie z latynoskich telenowel i bezlitośnie, ale w żadnym razie nie złośliwie, je wykpiwająca.
Wciąż trudno jest nadążyć za kolejnymi zwrotami akcji, wciąż mam kłopoty z zapamiętaniem, kto z kim i dlaczego, ale nieważne. Fabuła naprawdę jest tutaj drugorzędna, ważne, że ten cudownie przerysowany, kolorowy serial co chwila dostarcza okazji do szczerego śmiechu. Twórcy idą na całość, celowo przeginając z ilością absurdalnych sytuacji, a narrator opowiada nam to wszystko takim tonem, jakim opowiada się dzieciom bajki.
W tym odcinku wydarzyło się wiele, ale na łopatki rozłożył mnie przede wszystkim prezydent cudem odnaleziony w łóżku Xiomary. Choć zwłoki fałszywego przyjaciela/kochanka małżonki, spadające na sam środek eleganckiego przyjęcia, też coś w sobie miały…
"Person of Interest" (4×05 – "Prophets")
Michał Kolanko: To zdecydowanie najlepszy odcinek tego sezonu i jeden z lepszych odcinków całego serialu. W "Prophets" wraca z pełną mocą kwestia Samarytanina i jego motywów. Tematyka tego typu sprawia, że "Person of Interest" wybija się ponad proceduralna przeciętność i tak jest tym razem. "Prophets" jest mieszanką najlepszych elementów serialu w nowym środowisku, które pokazuje sezon 4. Po nieco rozczarowującym początku "PoI" wraca do formy.
"Doktor Who" (8×09 – "Flatline")
Marta Wawrzyn: We "Flatline" doszło do odwrócenia ról – Clara Oswald musiała chwycić za śrubokręt soniczny i zabrać się za ratowanie świata praktycznie sama, z niewielką tylko pomocą Doktora, który został uwięziony w miniaturowej TARDIS. Wiecie, takim pudełeczku, które można nosić w torebce. I oglądało się to wyśmienicie. Jak zwykle nie zabrakło akcji i świetnego humoru, a do tego mieliśmy ciekawego przeciwnika i niespodziankę na koniec.
Clara jako Doktor poradziła sobie doskonale – aż zbyt doskonale. Dlaczego tak się stało i jaką tajemnicę skrywa ta dziewczyna, dowiemy się prawdopodobnie w kolejnych odcinkach. No bo przecież ten odcinek to nie przypadek.