Seryjnie oglądając #27: Prywatność i celebryci
Andrzej Mandel
31 października 2014, 19:32
Serialowi twórcy lubią zasypywać nas truizmami, co samo w sobie jest rzeczą oczywistą. Jednakże wiele zależy od tego, jak to podadzą. Bywa, że robią to naprawdę dobrze.
Serialowi twórcy lubią zasypywać nas truizmami, co samo w sobie jest rzeczą oczywistą. Jednakże wiele zależy od tego, jak to podadzą. Bywa, że robią to naprawdę dobrze.
Nie jest żadnym odkryciem stwierdzenie, że obecnie bardzo trudno zachować prywatność. Ba, w dobie mediów społecznościowych sami bardzo chętnie ją sprzedajemy i to z wielu różnych powodów. Tak, wiem, to oczywista oczywistość, ale też bardzo ładnie zajęto się nią w paru totalnie odmiennych serialach, więc zwróciłem na to uwagę.
Ale prywatność to nie wszystko. W "Castle" dość ostro potraktowano wszelkich internetowych celebrytów. Ofiarą była tu społecznościowa celebrytka, której kariera zaczęła się od śmiesznego zdjęcia. Ten początek niczym się nie różni od początków naszych krajowych gwiazd internetu – czy to blogerki, która po zajściu w ciążę umieściła na blogu kategorię "parenting" (bo w końcu jest już ekspertką, prawda?), czy fashionistki, która ostatnio wkręcała nas razem z pewnym telekomem (notabene handlując przy tym prywatnością). Tak jak prawdziwie sławy i talenty, również sieciowi celebryci przyciągają dziwnych ludzi, a prywatność w dobie współczesnych technologii tak naprawdę nie istnieje. Chyba że jest się kompletnie nieznanym "everymanem".
Zrobiło się poważnie, ale "Castle" na szczęście nie przynudza tak jak ja, więc "Meme is Murder" oglądało się świetnie. Ale nie tylko prywatność i webcelebryci znaleźli się tu na ostrzu satyry – sam główny bohater, chcący promować wiralowo swoją nową powieść, przekonał się, że internet to obosieczna broń. Aby się sprzedać, trzeba zrobić z siebie klauna. Efekt śmieszy, może nie do bólu brzucha, ale właśnie na powrót takiego "Castle" czekałem. Dowcip, lekkie ujmowanie poważnych tematów i inteligentna zagadka. Plus za nawiązanie do horroru, którego tytuł już dawno umknął mojej pamięci – pomożecie przypomnieć co to był za film?
Ale nie tylko "Castle" zajął się nowoczesną technologią i problemami z tym związanymi. Ostrze satyry wymierzył w tym kierunku również "South Park". Sprawa była, powiedzmy, mocno związana, niczym włosy… to ja może już przejdę w głąb, znaczy do rzeczy. Choć w sumie, zamieszki dronów, efekty zabaw Cartmana i to, jak Eric zwala swoje winy na innych, trzeba zobaczyć. Sporo nawiązań do popkultury, spora krytyka społecznej hipokryzji i genialny tekst o tym, że "moja parówka i twoje jaja są dziś w domenie publicznej, pogódź się z tym Butters".
To zadziwiające, że "South Park" wciąż trzyma umiarkowanie dobrą formę. To już dawno nie jest to, co w latach dziewięćdziesiątych, ale też mało który serial może o sobie powiedzieć, że zachował tyle świeżości i aktualności przez tyle lat.
Przy zupełnie innej okazji zorientowałem się, że dobrze sobie robić krótkie przerwy między różnymi serialami. Mam nadzieję, że Matt Miller i Bruno Heller się nie obrażą za to, że ich ze sobą pomyliłem, ale wpadka jest wpadką i jedyne co mnie cieszy, to to, że ją sobie uświadomiłem. W każdym razie, "Forever" rozwija się coraz lepiej, natomiast "Gotham" coraz bardziej mnie męczy, choć trzeba przyznać, że patrzenie na to miasto, na klimat Gotham to czysta przyjemność. Problemy zaczynają się, gdy którakolwiek postać otwiera usta. Pewnie dlatego tak lubię Dziewczynę-Kota…
A co Wy widzieliście w tym tygodniu? Piszcie w komentarzach, tweetujcie i obserwujcie mnie, a także Serialową na Twitterze, bo to właśnie tam mamy zwyczaj prawie na żywo pisać o tym, co oglądamy. Jeśli też coś fajnego oglądacie i chcecie podzielić się tym z nami, używajcie w tweetach hashtagu #serialowa. My Wasze wpisy odnajdziemy i oczywiście na nie odpowiemy.
Do następnego