"Doktor Who" (8×11-12): Śmierć i inne detale
Bartosz Wieremiej
14 listopada 2014, 14:30
W finałowej opowieści 8. sezonu poruszano tematy trywialne i śmiertelnie poważne. Ludzkość ponownie znalazła się w trudnym położeniu, a w niektórych momentach nawet sam Malcolm Tucker by się uśmiał. Przy okazji rozwiązano też zagadkę życia po życiu i może to w tym wszystkim jest najważniejsze. Spoilery.
W finałowej opowieści 8. sezonu poruszano tematy trywialne i śmiertelnie poważne. Ludzkość ponownie znalazła się w trudnym położeniu, a w niektórych momentach nawet sam Malcolm Tucker by się uśmiał. Przy okazji rozwiązano też zagadkę życia po życiu i może to w tym wszystkim jest najważniejsze. Spoilery.
Z drugiej strony – może nie. Owszem, Nethersphere wydawało się uroczym miejscem pośmiertnej egzystencji, jednak w obecnych czasach zasady działania owego siedliska dusz mogły wydawać się nieco zbyt oczywiste. Co więcej, nawet jeśli użyto by zwykłej chmury, to przechowywanie iluś tam milionów czy miliardów świadomości nie należy nawet do najdziwniejszych pomysłów użytkowników tego typu rozwiązań. Zresztą skąd niby mamy wiedzieć, jakie rzeczywiście było owo miejsce, skoro ostatecznie nie dotarliśmy tam z Doktorem (Peter Capaldi) i Clarą (Jenna Coleman), a pobyt Danny'ego Pinka (Samuel Anderson) był terytorialnie ograniczony?
A przecież powinniśmy zwiedzić Nethersphere, bo i nasi bohaterowie byli całkiem zmotywowani, by tam dotrzeć. "Dark Water" rozpoczyna się w końcu tragicznym zgonem Danny'ego. Później obserwowaliśmy Clarę i jej wirtualne ultimatum z wulkanem w roli głównej i przyrzeczenie, że duet z niebieskiej budki ruszy nawet i do piekła. Otchłani piekielnych również nam oszczędzono, a wyprawa skończyła się wizytą w W3. Były za to retrospekcje, kościotrupy w akwariach – znaczy Cybermeni – i wspaniała, przerażająca Missy (Michelle Gomez). Nie zabrakło także prób ustalenia kto jest kim i ujawniania właściwych tożsamości. Nagle po prostu nie było już czasu na wizyty w zaświatach.
W "Death in Heaven" do listy ofiar wspomnianej Missy vel Mastera, znaczy Mistress, przyszło nam dopisać m.in. Osgood (Ingrid Oliver). Zniszczono kilka rzeczy, a i postanowiono rozprawiać o związkach i miłości – z jakiegoś powodu na cmentarzach. Nie obyło się bez odrobiny nostalgii – przez moment muchy znowu były cool – i krótkiego komentarza na temat współczesności, czyli chwili na selfie z Cybermanem. Z innych wydarzeń: Pink dokonywał rzeczy bohaterskich, Doktor został prezydentem świata, a Missy kompletnie odbiło. Dwunasty Doktor otrzymał też dziwny urodzinowy prezent, a gdy zagrożenie minęło, wyjaśnił wreszcie niechęć do uścisków… zdaniem, które przez jakiś czas będzie mnie prześladować.
Nie dotarliśmy więc do piekła, ziemi znowu nic się nie stało, lecz była to szalona i mroczna przygoda. Dość wyraźnie starano się sprawdzić, co widzowie zapamiętali z 8. serii. Praktycznie bez przerwy przewijały się wątki i pytania, które w różnej formie towarzyszyły nam od początku sezonu m.in. w "Deep Breath" i "Into the Dalek" i "Listen", "The Caretaker" czy "Flatline". Choć w większości wypadków nie były to może zbyt subtelne nawiązania, to dobrze spełniały swoją funkcję.
I cieszę się, że wrócono do myśli, iż nikt nie strzeże cmentarzy. Dobrze też, że spory między bohaterami mogą trwać w najlepsze i nie silono się na jakieś niesamowite pojednania. Nie przeszkadzał pomysł, że byłby z Clary niezły Doktor, albo przyzwoity stalker, ani to, że Dwunasty Doktor wciąż miał problem z odpowiedzią na pytanie, kim właściwie jest. A jeszcze, gdzieś tam po drodze, łamane były serca, a samych widzów wypadało zacząć przygotowywać na ewentualny wakat na jednym ze stanowisk w niebieskiej budce.
W odbiorze tego nagromadzenia rozmaitych tematów pomogło to, że zadbano o detale – jak np. o czołówkę "Death in Heaven"; że nie zapomniano o doktorowej historii i "The Invasion", a na drugim planie pełno było ciekawych postaci, jak chociażby Seb (Chris Addison). Wiele rzeczy ułatwił powrót znanych nam instytucji, jak UNIT z Kate Steward (Jemma Redgrave). Dobrze, że znaleziono kilka chwil na tak zabawne sceny, jak Missy udającą androida w "Dark Water" i tak szokujące momenty w "Death in Heaven", jak jej dialog z Osgood na moment przed zamordowaniem tejże.
Zresztą Missy była najmocniejszym punktem obydwu odcinków. Akcent, manieryzmy, solidna dawka szaleństwa; okrucieństwo, humor i klarowne motywacje – to wszystko powodowało, że niejakiego Harolda Saksona można teraz traktować raczej jako przeciętnego polityka młodszego pokolenia z drobnymi problemami. Mam nadzieję, że Missy jeszcze kiedyś wróci.
Próba zawarcia w tych dwóch odcinkach tak wielu rzeczy nie odbyła się jednak bez konsekwencji, a niektóre wątki i rozwiązania niestety rozczarowały. W natłoku różnych spraw przynajmniej część podróży Danny'ego czy nowy pomysł ludzkości na czasy zagrożenia w postaci prezydentury Doktora, skwitować można było co najwyżej wzruszeniem ramion. Przedstawienie Missy jako osoby odpowiedzialnej za spotkanie Doktora i Clary również nie wywarło żadnego wrażenia. Po prostu nic nowego z tego nie wynikło, a równie dobrze o zejście tego duetu mógł zadbać przypadek.
Trudno także ukryć, że zastanawiają niektóre niedomknięte wątki, jak kwestia Orsona Pinka. Ciężko też w jakikolwiek sposób wytłumaczyć, dlaczego do Nethersphere trafił pewien robot z "Deep Breath". Oczywiście nie chciałbym dyskryminować osobników mechanicznych, ale trochę nie daje mi to spokoju.
Ostatecznie na zakończenie 8. sezonu otrzymaliśmy dwa diametralnie różne, choć bardzo dobre odcinki. Zaserwowano nam ciekawą, momentami wzruszającą, a w innych momentach zaskakująco gorzką, historię. I choć finałowa opowieść nie była w żadnej mierze idealna, to jednak te kończące serię dwa tygodnie były strasznie satysfakcjonujące. Pełne momentów spektakularnych, dziwnych, zabawnych i smutnych; z zadziwiającą ilością czasu poświęconą na chwile, w których bohaterowie wydawali się kompletnie samotni…
My tymczasem nie powinniśmy czuć się opuszczeni po wszystkich tych spotkaniach z Dwunastym Doktorem – już za chwilę przecież święta.