Kultowe seriale: "Moda na sukces"
Marcela Szych
15 listopada 2014, 16:28
Blichtr, szyk, blask, piękno i prawie 7000 wyemitowanych odcinków. Jest tylko jeden taki serial.
Blichtr, szyk, blask, piękno i prawie 7000 wyemitowanych odcinków. Jest tylko jeden taki serial.
"Ale napiszesz to tak nie całkiem poważnie?" – niespokojnie upewniła się Marta, kiedy zgłosiłam chęć opisania fenomenu "Mody na sukces". "No pewnie!" – odpowiedziałam, a nawet pomyślałam z pełnym przekonaniem. Po chwili jednak coś we mnie zadrżało. Czy można, czy przystoi pisać niepoważnie o tym wszystkim, co dzieje się u Forresterów i całego ich orszaku? Przecież ci wszyscy ludzie doświadczają li i wyłącznie dojmujących dramatów.
Serial stworzyło małżeństwo Bellów. Emisję w USA rozpoczęło CBS w 1987 roku. W Polsce pierwszy odcinek wyemitowała TVP 1 w 1994 roku. Co ciekawe, był to 216. odcinek oryginalnej serii. Świat zawirował, późne popołudnie wszyscy spędzali w amerykańskiej rezydencji. Brooke Logan (Katherine Kelly Lang), pracująca na przyjęciu prowadzących dom mody Forresterów poznała Ridge'a. Nic już nie było takie samo. Och, co to była za miłość, od pierwszego momentu zakazana, wypełniona sprzecznościami, skazana na sukces i porażkę.
Ridge (Ronn Moss) to ucieleśnienie marzenia o księciu, bogaty, przystojny i szlachetny. Trochę kochliwy, ale lojalny, bo jak kocha to ach, jak mocno, Ridge kocha na całego. Te kości policzkowe, klatka piersiowa i głęboki głos, który słychać nawet "spod" lektora – Stanisława Olejniczaka. Brooke jest piękna i łagodna, ale tylko na początku, Ridge ją kocha, ale potem kocha też Taylor. Potem Brooke kocha Thorna, brata Ridge'a, a jeszcze później (a może zdecydowanie wcześniej) Erica, ojca Forresterów, który tak naprawdę nie jest prawdziwym ojcem Ridge'a. Na całe szczęście, bo Ridge po jakimś czasie kocha Bridget, córkę Erica i Brooke. Wiedzcie, że wszystkie te miłości są wielkie, pełne i najprawdziwsze.
Razem z głęboką miłością występuje jej nieodłączna, antonimiczna siostra – czysta nienawiść. Niezmiennie realizują ją Stephanie i Brooke.
Trudne i pełne pułapek są to związki, ale zanim jednoznacznie je ocenimy, zróbmy rachunek sumienia i kto jest bez winy, niech rzuca kamieniem. Postawmy się w sytuacji przeciętnego bohatera "Mody na sukces". Z pewnością na każdym z nas odcisnęłyby niezatarte piętno wydarzenia, które są udziałem postaci. Porwania, pożary, zaginięcia, nagłe powroty, amnezje, bezdomność, poparzenia i kradzieże. W świecie Forresterów naprawdę nie jest łatwo.
Ciąże wszelkiego gatunku, wyczekiwane, niespodziewane, omyłkowe, udawane i urojone. Małżeństwa w pośpiechu, dla pieniędzy, dla układów, dla pieniędzy. Poniżenia, ataki serca, nowotwory i inne choroby. Gwałty, zdrady i knowania. Prawdziwa, niezgłębiona i niewyczerpywana kopalnia dramatów i namiętności.
Zupełnie nie wiem co dzieje się w ostatnich odcinkach "Mody na sukces", ale jestem pewna, że po obejrzeniu kilku epizodów szybko wróciłabym na trakt. Retrospekcje i reminiscencje to nader częsty zabieg, a w obsadzie nadal znajdują się kluczowe postacie. Eric, Stephanie, Taylor, Ridge, Brooke, te imiona zna chyba każdy. Ich twarze, niemal niezmienione, przywodzą na myśl odległych członków rodziny, a melodia z czołówki wpędza w stan przyjemnego popołudniowego rozprężenia.
Zasady logiki, które rządzą naszym światem, nie są aplikowalne do serialu. Czas to w "Modzie na sukces" kategoria zupełnie nieprzystająca do rzeczywistej. Dzieci rosną jak na modyfikowanych genetycznie drożdżach, szybko stają się rówieśnikami swoich rodziców i jeszcze szybciej wchodzą w relacje romantyczno-erotyczne z przedstawicielami innych pokoleń. Wszystko to jeszcze bardziej komplikuje fabułę. Przez ten stopień skomplikowania postacie są naprawdę wielowymiarowe. Kto by nie był! A kunszt aktorski grających postacie musi to oddać. Trzeba sporo umiejętności, by móc wyrazić szok, oburzenie, zdziwienie i nienawiść, ból i strach w jednym. Jest to szczególnie trudne, gdy narzędzie pracy – twarz – jest przepełnione botoksem i naciągnięte operacjami plastycznymi.
Śmierć także nie jest tym samym, co w znanym nam świecie, zjawiskiem. Ileż to razy ktoś umarł, by wkrótce zostać przywrócony światu. Śmierci zazwyczaj bywają dramatyczne i bolesne, nie mniej dramatyczne są zmartwychwstania (najczęściej powiązane z innymi przełomowymi wydarzeniami, jak śluby czy miłosne wyznania).
Wszyscy śmiejemy się z "Mody na sukces", lecz wszyscy ją znamy. Moralność Brooke, żyłka detektywistyczna Stephanie i kochliwość Ridge'a stałe się niemal przysłowiowe. Świetnie ogląda się szczególnie odcinki z niemieckim dubbingiem. Ten twardy język przydaje dodatkowego dreszczyku. Wszystkim gorąco polecam też "Modę na suknie". Podłożone wypowiedzi mogłyby z powodzeniem zastąpić rzeczywiste dialogi, a produkcja mogłaby zostać uznana za spin-off.
Jestem przekonana, że Einstein zakwalifikowałby "Modę na sukces" jako trzecią rzecz pewnie nieskończoną, obok wszechświata i ludzkiej głupoty. A jednak, mimo iż w USA nadal kręcone są odcinki, TVP najprawdopodobniej zrezygnuje z nadawania serialu. Od 10.12.2014 nie jest już prezentowany w rozkładzie programu. Wszystko oczywiście z powodu spadającej oglądalności. Fani i antyfani są oburzeni. Bo jest pewne, że brak "Mody na sukces" w codziennym programie TVP będzie czymś niezwykłym, kamieniem milowym, zakończeniem pewnej epoki. W końcu to serial wpisany do Księgi Rekordów Guinnesa, nadawany w niemal stu krajach.
Będziecie tęsknić?