"The Fall" (2×01): Gra toczy się dalej
Marta Wawrzyn
16 listopada 2014, 16:48
"The Fall" wróciło i jest dokładnie tak samo fenomenalne, jak przed rokiem. Uwaga na spoilery.
"The Fall" wróciło i jest dokładnie tak samo fenomenalne, jak przed rokiem. Uwaga na spoilery.
Dowody na to, że w Wielkiej Brytanii potrafią, dostajemy co roku. Podczas gdy Amerykanie każdej jesieni wypuszczają kilkadziesiąt nowej seriali, z których najwyżej dwa-trzy nadają się do czegokolwiek, Brytyjczycy prawie zawsze zaskakują czymś świeżym, inteligentnym i zazwyczaj nie dłuższym niż sześć odcinków. Bo po co robić więcej, skoro w sześciu odcinkach da się zmieścić absolutnie wszystko? "The Fall" to jeden z takich seriali – w zeszłym roku wziął nas z zaskoczenia, w tym wrócił w wielkiej formie, akurat w momencie kiedy już zaczęliśmy odczuwać znużenie amerykańskimi średniakami.
Dokładnie tak jak w poprzednim sezonie, w "The Fall" wciąż teoretycznie nie ma zbyt wiele akcji. Niedoszła ofiara budzi się w szpitalu, ale wiele nie pamięta. Morderca wyjeżdża i czuje się stosunkowo bezpiecznie, ale dopadają go własne kłamstwa i instynkt, którego nie jest w stanie przezwyciężyć. Śledztwo utknęło na razie w miejscu, ale musi wkrótce przyspieszyć, bo inaczej nie będzie pieniędzy na dalsze działania. Nagie lalki odbywają podróż i jakimś cudem odnajdują się ubrane w walizce małej dziewczynki. Blondynka, ubrana podobnie do prowadzącej sprawę detektyw, mówi facetowi o podejrzanej aparycji, że do niedawna była brunetką. Nastolatka prowadzi niebezpieczną grę. Nurkowie znajdują nożyce. Dawna dziewczyna "Petera" spotyka go w swoim domu.
Zdarzają się kilkuminutowe sceny, w których nie dzieje się kompletnie nic, a mimo to napięcie sięga zenitu. Jak ta ze Stellą w domu ofiary Paula przeplatana Paulem szukającym lalek córki. Mimo że nikt nic nie mówi, akcja nie pędzi naprzód, nie ma przełomowych odkryć, to jednak ciągle czuć ten szalony niepokój. Czy jest wśród nas ktoś, kto nie przestraszył się twarzy w lustrze, dokładnie tak jak Stella? No właśnie.
"The Fall" działa, bo opiera się nie na wymyślnej fabule – o taką w dzisiejszych czasach coraz trudniej – a na psychologicznych subtelnościach, genialnie zagranych, wielowymiarowych postaciach i atmosferze tak gęstej, że można by ją kroić nożem. Historii morderców, którzy nienawidzą kobiet, widzieliśmy na małym ekranie już wiele. Tak przytłaczający klimat jak w "The Fall" trafia się niezwykle rzadko, a już niczego nie da się porównać z deszczem lejącym w Belfaście, po którym krąży zakapturzony Jamie Dornan. Gdybym tam mieszkała, pewnie też zdecydowałabym się zostać blondynką.
Najmocniejszym elementem "The Fall" wciąż pozostają jednak Jamie Dornan jako Paul Spector i Gillian Anderson w roli Stelli Gibson. On, na pozór taki zwyczajny, spokojny facet, którego dziewczyna z pociągu nie chce podejrzewać o najgorsze, stara się postępować rozważnie, zaspokajając swój instynkt, ale popełnia błędy, i to duże. Ot, choćby powrót do Belfastu. Ona, wciąż elegancka, kobieca (ach, jaka była piękna, kiedy się przebierała z munduru w swoje ciuchy!), opanowana, rozsądna, chłodno analizuje swojego przeciwnika i nie daje się ponosić emocjom nawet w trudnej sytuacji, kiedy śledztwo nie chce ruszyć do przodu, a media wyciągają jej prywatne grzechy. Zakłada dodający jej męskości mundur, uzbraja się w nieprzeniknioną minę i po prostu robi swoje. Z tą samą cierpliwością i empatią co zawsze.
Po tym, co się wydarzyło w domu Rose, nie ma wątpliwości, że akcja przyspieszy. Paul, mimo że jak na psychopatę postępuje dość ostrożnie, geniuszem zbrodni nie jest. Stella już go rozgryzła całkiem nieźle, a do tego przecież jest żona i córeczki oraz wyraźnie nim zafascynowana Katie, która zachowuje się jak dziecko wkładające palce do kontaktu. Ale to jeszcze nie musi znaczyć, że za chwilę zobaczymy ją martwą.
Rozpoczyna się finałowy pojedynek charakterów, w którym zwycięska może być tylko jedna strona. Ale zanim Stella będzie mogła zakuć Paula w kajdanki, gra będzie się toczyć dalej. Pani detektyw udowodniła, że dobrze poznała już, jak działa umysł przeciwnika, z kolei morderca wciąż uważa się za bardziej inteligentnego, niż naprawdę jest, i nie zaprzestaje swoich działań.
Wiadomo, jak ta historia się skończy, ponieważ zwyczajnie nie ma tu wielu możliwości manewru, a jednak oglądaniu tego podwójnego polowania – Paula na kobiety i policji na Paula – cały czas towarzyszy niesamowity dreszczyk. Bo wiemy, że za każdym rogiem może czaić się scena, która będzie nas ścigać przez długie miesiące. Mroczna, okrutna, elegancka i fascynująca – jak cały ten serial.