Hity tygodnia: "Sons of Anarchy", "Homeland", "Castle", "The Fall", "The Comeback"
Redakcja
23 listopada 2014, 21:06
"Homeland" (4×08 – "Halfway to a Donut")
Mateusz Madejski: Twórcy serialu nieco zmodyfikowali słynną zasadę Hitchcocka, bo w obecnym sezonie "Homeland" najpierw mieliśmy straszną nudę, ale emocje z każdym odcinkiem rosną. W "Halfway to a Donut" mieliśmy ich całkiem sporo, a każda scena z Saulem była co najmniej bardzo dobra. Dodatkowy plus przyznaje odcinkowi za wspomnienie o zamordowanym niedawno dziennikarzu Jamesie Foleyu. Widać, że twórcy "Homeland" trzymają rękę na pulsie i potrafią szybko updatować scenariusz.
Ten odcinek był esencją wszystkiego tego, co lubię w "Homeland". Czyli dużo wątków polityczno-szpiegowskich, a mało pobocznych romansów tudzież topienia dzieci. No i odcinek zakończył się całkiem zręcznym cliffhangerem. Jestem bardzo ciekawy, co się teraz stanie z mężem pani ambasador. No i oczywiście zastanawiam się, jak rozwinie się relacja Carrie z Khanem…
Marta Wawrzyn: To niesamowite, jak rozwinął się ten sezon "Homeland". I choć nie jestem do końca pewna, czy aby to wszystko nie prowadzi na manowce, wygląda na to, że ta dobra forma jeszcze potrwa. Michael Ausiello właśnie napisał na Twitterze, że to dzisiejszy odcinek "Homeland" ma być najlepszy z całego sezonu.
W "Halfway to a Donut" rzeczywiście bardzo zgrabnie została poprowadzona intryga polityczno-szpiegowska, Mandy Patinkin dostarczył wielkich emocji (będzie w końcu Emmy?), ale i tak to Khan intryguje mnie najbardziej. Czego ten facet chce od Carrie i jak to się skończy? Niewątpliwie jest bardzo inteligentnym i przenikliwym agentem, ale czy to go czyni "tym złym"? Nie byłabym tego taka pewna, to prawdopodobnie tylko i aż jakaś gra wewnątrz pakistańskiego wywiadu, w której Carrie może posłużyć za pionek. No ciekawe, ciekawe co dalej.
"Sons of Anarchy" (7×11 – "Suits of Woe" )
Nikodem Pankowiak: Mimo że nikt tym razem nie zginął, był to prawdopodobnie najbardziej emocjonalny odcinek w historii "Sons of Anarchy". Jax wreszcie, po nitce do kłębka, doszedł do prawdy, którą wyjawił mu Juice. I gdy wydawało mi się, że będzie to najmocniejsza scena całego odcinka, na scenie pojawił się Nero, który także dowiedział się o grzechach Gemmy. Gdy zapłakany usiadł na krawężniku, niejeden widz zapewne chciał płakać razem z nim. To chyba najtragiczniejsza ze wszystkich postaci w tym serialu – facet chciał spokojnie żyć i prowadzić swój biznes, ale spotkanie z dysfunkcyjną rodziną Tellerów zupełnie odmieniło jego życie.
Na gorsze. Wygląda na to, że scenariusz, w którym Jax morduje Gemmę osobiście, jest bliższy niż kiedykolwiek. Pytanie tylko, czy faktycznie dla głównego bohatera byłoby to katharsis czy gwóźdź do trumny. Niestety, poszukiwania Gemmy to nie jedyny problem dla klubu – poznaliśmy tożsamość kapusia, który zdradził Chińczykom miejsce przechowywania broni. Okazało się, że gliniarze to faktycznie najgorsi gangsterzy. Informacja, że to Barosky jest zdrajcą, sprowadza na klub dodatkowe problemy, które już niebawem mogą okazać się śmiertelne. Dwa finałowe odcinki zapowiadają się pasjonująco. Szkoda, że musimy czekać jeszcze półtora tygodnia na ciąg dalszy.
"The Fall" (2×02 – "One Named Peter")
Marta Wawrzyn: Zdecydowanie najlepsza rzecz, jaką widziałam w tym tygodniu. "The Fall" wciąż toczy się tak samo niespiesznie, co chwila przerażając i zachwycając. Jamie Dornan stworzył genialny portret psychopaty, który coraz bardziej igra z ogniem, Gillian Anderson ma w sobie niesamowitą kobiecą siłę, a i na drugim planie dzieje się dużo. Zwłaszcza ciekawią mnie dalsze losy małej Katie, beztrosko poszukującej czegoś bardziej ekscytującego niż zwykłe życie nastolatki w dużym mieście. Ja nie jestem w stanie oglądać tego serialu po ciemku, a ta dziewczyna ani przez moment nie wyglądała na przerażoną!
Ale najmocniejsza dla mnie scena to ta, w której Paul udziela swojej ofierze – najwyraźniej zupełnie nie podejrzewającej, z kim rozmawia – porady psychologicznej. "To nie twoja wina" zabrzmiało wyjątkowo obrzydliwie w jego ustach. Wiadomo, dla tego człowieka kobiety zawsze były przedmiotem, a nie podmiotem, ale tak bezczelne zbliżenie się do swojej niedoszłej/przyszłej ofiary to wyjątkowo chory pomysł. Oby Jamie Dornan został doceniony za te rolę, zanim na zawsze już zostanie Christianem Greyem (#NotMyChristian).
"The Comeback" (2×02 – "Valerie Tries to Get Yesterday Back")
Marta Wawrzyn: "The Comeback" to jedna z tych produkcji, które budzą u mnie skrajne emocje. Bo z jednej strony dostrzegam i doceniam ostry, inteligentny humor, a z drugiej – nie jestem w stanie znieść głównej postaci, nawet jeśli rozumiem, że ona taka właśnie ma być. W tym tygodniu pół godziny z "The Comeback" upłynęło mi niesamowicie szybko, co jest zasługą powrotu Jane. To właśnie ona i Paulie G. – dwójka ludzi, która w poprzedniej serii zaprowadziła Valerie na samo dno czy też może sam szczyt – są moimi ulubieńcami.
Powrót Jane i jej obecna sytuacja życiowa – a także powód, dla której Valerie musi do niej jechać – to od początku do końca cudeńko. A najgorsze i zarazem najpiękniejsze w tym wszystkim jest to, że dokument o lesbijkach z Treblinki rzeczywiście brzmi jak coś, co mogłoby dostać Oscara i to za samo swoje istnienie. Sytuacja ze Złotych Globów też wygląda bardzo prawdopodobnie.
"The Comeback" po latach działa przynajmniej z jednego powodu: bo pokazuje, że zawsze może być gorzej. Ludzie mogą być jeszcze głupsi, show business jeszcze bardziej bezwzględny, a Valerie jeszcze bardziej zdesperowana. Prawdziwe dno dopiero przed nami – i mogę się założyć, że będzie diabelnie śmiesznie.
"Castle" (7×07 – "Once Upon a Time in the West")
Andrzej Mandel: Po zeszłotygodniowej wpadce "Castle" wrócił do znakomitej formy. Wszystko wypadło więcej niż dobrze – reakcja Lanie, Espo i Ryana na wiadomość o ślubie, na którym ich nie było, reakcja kapitan Gates na to samo ("oczywiście, że to pan Castle jest winny"), ciekawa zagadka kryminalna, która powiodła bohaterów aż do Arizony, gdzie udawali nowożeńców w czasie miesiąca miodowego. Dużo punktów zyskały konie nazwane Espo i Ryan, czarny strój Beckett czy to, że okazała się najszybszą spluwą na całym Zachodzie.
Takich odcinków oczekiwałbym więcej. Zdecydowanie więcej.
"Jane the Virgin" (1×06 – "Chapter Six")
Marta Wawrzyn: "Jane the Virgin" praktycznie co tydzień dostarcza nam sporej dawki cudownych absurdów, dużo śmiechu i, czy przyznajemy się do tego czy nie, trochę wzruszeń. Bo – sama nie wiem, jak to możliwe, ale tak właśnie jest – Ginie Rodriguez udało się uczynić ciężarną dziewicę całkiem wiarygodną postacią, taką, którą lubimy i której z całych sił kibicujemy, niezależnie od tego, czy akurat kocha Michaela czy Rafaela. Aktualnie zwycięża ten drugi, ale przecież to nie potrwa dłużej niż odcinek, prawda?
W tym tygodniu najbardziej zakochałam się w cynicznych zakonnicach z katolickiej szkoły, w której Jane odbywa praktykę. Są świetne, oby zostały z nami na dłużej. Doskonała była też scena, w której Petra rąbnęła gangstera w głowę urną z prochami byłego kochanka. I ta jej mina tuż po! "Jane the Virgin" to świetnie napisana komedia, ale bez fantastycznie dobranych aktorów to po prostu by nie działało. Brawa dla Yael Grobglas, która z odcinka na odcinek coraz bardziej wymiata jako zła blondyna.
"The Walking Dead" (5×06 – "Consumed")
Nikodem Pankowiak: Poprzednie dwa odcinki były co najwyżej przeciętne, jednak wystarczyło postawić w centrum akcji Carol i Daryla – dwoje największych badassów w serialu – aby zatrzeć złe wrażenie. Niezwykła więź między nimi jest coraz bardziej widoczna, choć mam wrażenie, że nie ma co liczyć na romans (i całe szczęście!). Swoją drogą, czy tylko ja mam wrażenie, że Carol jest tym Darylem z pierwszego sezonu? Niemal pozbawiona skrupułów, kwestionująca sens pomagania innym… Nic a nic nie zostało z tej Carol z pierwszych dwóch serii. I dobrze.
Odcinek był przepełniony zombie, kilkoma popisami kaskaderskimi i niezłą dawką emocji. Wygląda na to, że po Gubernatorze i kanibalach z Terminusa nasi bohaterowie zyskali kolejnych trudnych wrogów. W ostatnich dwóch odcinkach w tym roku zapowiada nam się prawdziwa wojna, tym razem w samym sercu przepełnionej umarlakami Atlanty. Mam wrażenie, że teraz może być już tylko lepiej. Choć sam odcinek zasługuje na miano kitu, mam nadzieję, że twórcy definitywnie zrezygnują z dzielenia całej historii na kilka wątków. Chyba wszyscy wolelibyśmy zobaczyć całą grupę znowu razem.