10 powodów, dla których warto oglądać "The Fall"
Marta Wawrzyn
24 listopada 2014, 19:52
Mroczny kryminał z Wysp Brytyjskich to jedna z najlepszych rzeczy, jakie możecie zobaczyć tej jesieni. Oto 10 powodów, dla których warto oglądać grę pomiędzy policjantką graną przez Gillian Anderson i psychopatycznym mordercą o twarzy Jamiego Dornana.
Mroczny kryminał z Wysp Brytyjskich to jedna z najlepszych rzeczy, jakie możecie zobaczyć tej jesieni. Oto 10 powodów, dla których warto oglądać grę pomiędzy policjantką graną przez Gillian Anderson i psychopatycznym mordercą o twarzy Jamiego Dornana.
1. To jeden z najciekawszych kryminałów ostatnich lat
W ostatnich latach powstało tyle inteligentnych kryminałów, że nie zdziwię się, jeśli nie będziecie reagować z entuzjazmem na wieść o kolejnym takim projekcie. Telewizyjna publiczność już dobrze wie, że serial kryminalny nie musi być banalnym proceduralem, i powoli zaczyna odczuwać przesyt. Czemu więc warto zobaczyć akurat ten kryminał? Bo jest skonstruowany inaczej niż wszystkie. Nie ma tu żadnej wymyślnej zagadki kryminalnej, którą trzeba rozwikłać. Od początku wiemy, kto jest sprawcą, i w kolejnych odcinkach oglądamy inteligentną grę toczącą się pomiędzy nim a policjantką doświadczoną w rozwiązywaniu tego typu spraw. To swego rodzaju polowanie, które potrafi sprawić, że człowieka ciarki przechodzą. I mimo że dobrze wiemy, kto zabija, "The Fall" potrafi widza porządnie zaskoczyć, bo złapanie mordercy, który na pozór jest całkiem zwyczajnym facetem, to nie taka prosta sprawa.
2. Gillian Anderson gra chłodną, opanowaną policjantkę
Siła "The Fall" tkwi przede wszystkim w dwójce głównych bohaterów. Gillian Anderson wciela się w detektyw Stellę Gibson, policjantkę o przenikliwym umyśle i z doświadczeniem w rozwiązywaniu tego typu spraw. Stella jest istotą, od której nie da się oderwać oczu – z jednej strony to kobieta piękna, zmysłowa, elegancka i doskonale zdająca sobie sprawy z tego, jak działa na facetów. Z drugiej – to też osoba, która twardo stąpa po ziemi, emanuje spokojem, rozsądkiem i opanowaniem, a momentami wręcz chłodem. Wydaje się kompletnie niedostępna, a jej umysł potrafi fascynować i przerażać. Zwłaszcza mężczyzn.
3. Jamie Dornan jest kimś więcej niż Christian Grey
Jamie Dornan to zdecydowanie #NotMyChristian – ale nie dlatego, że jest do tej roli za słaby. O nie, tu chodzi o to, że ten aktor, choć na najwyższe zaszczyty wciąż jeszcze czeka, potrafi grać tak genialnie, iż udział w hollywoodzkim hicie na podstawie nie najlepszej książki wydaje się okropnym marnotrawstwem. O ile w "Once Upon a Time" po prostu zwyczajnie go lubiliśmy, o tyle w "The Fall" udowadnia raz po raz, że bez problemu może zagrać wyrazistą, skomplikowaną i pokręconą psychologicznie postać. Ciekawostka: Jamie Dornan pochodzi z Belfastu, stolicy Irlandii Północnej, w której dzieje się akcja "The Fall".
4. Paul Spector to jeden z najciekawszych psychopatów w TV
Paul Spector, czasem nazywający się Peterem, ma twarz Jamiego Dornana i jest przez niego świetnie zagrany, ale cała reszta to już zasługa scenarzystów. Teoretycznie to klasyka – morderca ma rodzinę i na pozór wydaje się zupełnie zwyczajny, a w rzeczywistości ma drugą, ohydną twarz psychopaty. Ale w tej postaci nie ma nic banalnego. Kiedy zagłębiamy się w jego umysł i obserwujemy, jak on działa, jak planuje kolejne morderstwa i jak coraz bardziej igra z ogniem, mamy pełne prawo czuć się nieswojo. Oglądanie "The Fall" po ciemku jest niewskazane, bo nawet jeśli zdajecie sobie sprawę z tego, że za oknem nie czai się Jamie Dornan, gwarantuję, że nieraz podskoczycie z przestrachu.
5. Na drugim planie pojawia się Archie Panjabi
Znana z "Żony idealnej" Archie Panjabi gra tu niewielką rolę – patolog, która współpracuje z policją – ale zdecydowanie należy do najbardziej zauważalnych osób w serialu. Nie tylko dlatego, że jej bohaterka na miejsce zbrodni potrafi przybyć na motorze, ubrana w skórzaną kurtkę. To jedna z tych rozsądnych, mądrych, pełnych empatii kobiet – dokładnie tak jak Stella – które w codziennej pracy ciągle stykają się z mizoginią.
6. Serial jest na wskroś feministyczny
Lubię feministyczne seriale i silne bohaterki kobiece. Oczywiście nie takie, jak pani sekretarz z "Madam Secretary", która dziesięć razy na odcinek przypomina, jak wyjątkowe jest to, że oto osoba płci żeńskiej sprawuje wysoką funkcję w państwie. Na szczęście "The Fall" to serial bardzo subtelny, który niczego nie wykłada wprost. A mimo to doskonale pokazuje świat mężczyzn, dla których kobieta to wciąż przedmiot, taki jak lalka Barbie, którą można rozebrać, związać, utopić, wyrzucić do śmietnika. Tym bardziej jest to przerażające, że tacy mężczyźni niekoniecznie trąbią wszem i wobec, co myślą. Przeciwnie, serialowy Paul wygląda nienagannie, ma spokojną pracę, żonę, dzieci i nic, zupełnie nic nie zdradza na zewnątrz prawdy o nim.
7. Wiele się nie dzieje, a napięcie sięga zenitu
"The Fall" to jeden z tych seriali, których fabuła niespiesznie toczy się swoim torem, bez zwrotów akcji rodem z kosmosu, pościgów, wybuchów, emocjonujących krzyków i całego tego arsenału. Mimo to wciąga jak diabli i trzyma przy ekranie do samego końca. A to dlatego, że wszystko tu zostało przemyślane do ostatniego szczegółu, nie ma niepotrzebnych scen, które nic by nie wnosiły. Każda rozmowa, każdy gest coś oznacza. Uważne śledzenie wszystkich szczegółów w takim serialu to czysta przyjemność.
8. Przytłaczający klimat i świetne gry psychologiczne
Uwielbiam ciężkie, przytłaczające produkcje – "The Killing", "Hannibala", "Luthera". Wydawałoby się, że "The Fall" nie będzie w stanie z nimi rywalizować klimatem, a tu proszę – serial BBC potrafi je nawet przebić. Kiedy w deszczowym Belfaście czai się w ciemnościach Jamie Dornan, rzeczywiście czuję się nieswojo. I trudno, żeby to nie działało, skoro mamy tu i doskonałe, budujące atmosferę zdjęcia, i dobrze dobraną muzykę, i przede wszystkim inteligentne, realistyczne gry psychologiczne. Czasem Paula z ofiarami, czasem Paula ze Stellą, często – twórców serialu z widzem. Kiedy Stella myszkuje w mieszkaniu ofiary i nagle pojawia się cień w lustrze, trudno jest się opanować i nie podskoczyć w miejscu. Nawet jeśli wydaje nam się, że widzieliśmy już wszystko.
9. Belfast – miasto, które rzadko oglądamy w serialach
Na korzyść "The Fall" działa nawet to, że akcja dzieje się w Belfaście, mieście, którego filmowcy jeszcze nie zdążyli wyeksploatować. Dzięki temu od początku mamy wrażenie, że patrzymy na coś nowego, a nie znów to samo. Niby bzdura, niby nawet Londyn da się pokazać na nowo – co udowadnia choćby wspomniany "Luther" – a jednak odnoszę wrażenie, że dzięki takiemu a nie innemu umiejscowieniu jest w "The Fall" jakaś dodatkowa świeżość.
10. Cały serial można obejrzeć w jeden weekend
Kiedy trzeba czekać dwa lata na sześć odcinków serialu, szczerze nie cierpię brytyjskich zwyczajów. Ale ten system ma też jedną wielką zaletę – zaległe sezony można bardzo szybko nadrobić. 1. seria "The Fall" to zaledwie pięć odcinków. Druga będzie liczyć całe sześć odcinków, w tym 90-minutowy finał. Co oznacza, że całość można spokojnie obejrzeć w jeden weekend, a może nawet i w jeden dzień. Nic, tylko korzystać.