Z nosem przy ekranie #53: Świąteczne repetycje
Bartosz Wieremiej
20 grudnia 2014, 18:53
Święta idą, miałem więc pisać o pijanych reniferach i podstępnym oszuście w czerwonym kubraczku kręcącym się w pobliżu kominów, choinek i wina. Zaraz, wina? A co z mlekiem i ciasteczkami? Spoilery.
Święta idą, miałem więc pisać o pijanych reniferach i podstępnym oszuście w czerwonym kubraczku kręcącym się w pobliżu kominów, choinek i wina. Zaraz, wina? A co z mlekiem i ciasteczkami? Spoilery.
No właśnie – "miałem", bo gdybym to zrobił, to i tak nie wymyśliłbym nic lepszego niż w ubiegłym roku. Przyjmijmy więc, że w tych trudnych dniach nie można zapomnieć o smutnym losie pijanych reniferów oraz o nałogach białych niedźwiedzi, nawet jeśli te ostatnie, zamiast kręcić się w okolicy olsztyńskiego dworca, imprezują w jakiejś chłodni. Taki klimat.
Zresztą punkty "A" i "B" też pozostały bez zmian, a tłumom oraz miłośnikom stania w kolejkach również trudno się dziwić. I choć pewien brodaty tłuścioch podróżujący w towarzystwie nieprzytomnych elfów w obecnych czasach prędzej zostanie strącony przez system obrony powietrznej, niż z własnej woli wbije się w drzewo, to i tak można odnieść wrażenie, że czas po prostu zatoczył koło.
A tymczasem…
…"NCIS" zaskoczyło niezwykłym świątecznym odcinkiem. Było o zasadach – tak, tych Gibbsowskich. Nie o jednej czy dwóch, ale o wszystkich. Tych, których bohaterowie starają się trzymać, tych regularnie łamanych, a nawet tych, których nieprzestrzegania oczekują sami widzowie, jak np. zasada numer 12.
W "House Rules" Tim McGee (Sean Murray) snuł opowieść o trudnych relacjach i zwykłych pomyłkach. Pisał zarazem list do ojca, a przecież ojcowie i różne wymiary ojcostwa zawsze były istotną częścią produkcji stacji CBS.
Naprawdę nie spodziewałem się, że tegoroczne święta w "NCIS" będą aż tak przygnębiające.
Za to ostatnio…
…w "Hart of Dixie" mieszkańcy Bluebell bawili się hełmami, wiadrami czy drabinami. I szkoda, że przynajmniej na razie ochotnicza straż pożarna nie będzie funkcjonować w tej jednej z moich ulubionych mieścin. Pomyślcie, jak niezwykłe działyby się rzeczy, gdyby tak wszystkich potencjalnych bluebellskich strażaków zapakować do nowiutkiego wozu strażackiego.
Ciekawej maszynerii nie brakowało również w "The Legend of Korra". W spektakularnym zakończeniu serii pojawiły się fantastyczne maszyny latające i kroczące, a przy okazji niszczono wszystko, co znajdowało się w polu widzenia.
Hmm, gdyby tak teraz jedno połączyć z drugim…
Całkiem możliwe, że…
…w "Person of Interest" otrzymaliśmy kolejną wskazówkę sugerującą, że wynik pojedynku Maszyny z Samarytaninem jest niestety przesądzony, a równo rok po przedstawieniu młodszego z bóstw w "Lethe", doszło wreszcie do ich spotkania twarzą w twarz lub awatarem w awatar.
Nie wiem, jak to się stało, ale na tle, wybranego przez Samarytanina, pewnego dzieciaka i jego kredek, Root (Amy Acker) wydawała się zupełnie niegroźna i wręcz normalna. Tak, Root. Serio.
Na marginesie…
…w ostatnim odcinku "Elementary" Sherlock (Jonny Lee Miller) musiał się zmierzyć z problemem, który prawdopodobnie zaskoczył wszystkich. Na przestrzeni tych kilkudziesięciu odcinków spotkania w grupie wsparcia były pewną stałą w życiu Holmesa. Teraz okres, kiedy mógł on zaufać pozostałym uczestnikom programu, bezpowrotnie przeminął. Pozostaje "podziękować" pewnemu miłośnikowi niepotrzebnego pomagania.
Równocześnie skorzystanie przez adwersarzy z argumentów w stylu: "te spotkania są anonimowe" i "możesz pomóc innym", zapewne wywołają reakcję odwrotną do zamierzonej. W świecie, w którym świadomie żeruje się na takich opowieściach i w którym łatwo sobie wyobrazić, że akcja wklejania cudzych myśli zyska przychylność sponsorów i reklamodawców, uzasadnianie decyzji przeżytkiem zwanym prywatnością może spowodować, że przynajmniej część fanów serialu potraktuje rozumowanie Sherlocka jako małostkowe i dziecinne.
W telewizji zaśpiewali…
…uczestnicy 5. serii "The Sing-Off", choć ciężko przychodzi traktowanie tego jednego wieczoru jako całej serii. W tym niezwykle interesującym odcinku nie zabrakło świetnych momentów i żałuję, że tegoroczne spotkanie z programem było tak krótkie. Po prostu szkoda niewykorzystanego potencjału, bo "The Sing-Off" jest jedyną tego typu produkcją, w której jury nie irytuje, a i postępy uczestników są rzeczywiście zauważalne.
Z kronikarskiego obowiązku, 5. edycję wygrali The Vanderbilt Melodores, a zwycięstwo zapewniło im w dużej mierze bardzo dobre wykonanie "Take Me To Church".
I (tradycyjnie) dajcie znać, jak Wam minęły ostatnie dni. Piszcie w komentarzach, tweetujcie, obserwujcie mnie oraz Serialową na Twitterze, a jak coś fajnego oglądacie i chcecie się tym podzielić, używajcie w tweetach hashtagu #serialowa.
Wesołych Świąt i do zobaczenia za jakiś czas!