"Episodes" (4×01): Wszyscy są nieszczęśliwi
Nikodem Pankowiak
18 stycznia 2015, 12:40
W czasach gdy o świeże, nowatorskie komedie coraz trudniej, powinniśmy się cieszyć, że dobrze znane nam produkcje wciąż trzymają poziom. Tak jest w przypadku "Episodes", które właśnie wróciło na ekrany. Spoilery.
W czasach gdy o świeże, nowatorskie komedie coraz trudniej, powinniśmy się cieszyć, że dobrze znane nam produkcje wciąż trzymają poziom. Tak jest w przypadku "Episodes", które właśnie wróciło na ekrany. Spoilery.
Zeszłoroczną recenzję 3. sezonu "Episodes" zatytułowałem "Wszyscy będą nieszczęśliwi". Gdy już wydawało się, że Matt wreszcie ma szansę zagrać w dobrym serialu, a Beverly i Sean znów mogą cieszyć się deszczową angielską pogodą, wszystko się posypało. Stacja wznowiła "Krążki", bo jej dyrektor jeszcze bardziej niż tego serialu nienawidzi NBC. Już na początku tego odcinka widzimy, jak każdy z bohaterów wraca do kręcenia produkcji, której szczerze nienawidzi. Z jednej strony trudno się nie śmiać, z drugiej, można im wszystkim tylko współczuć.
"Episodes" nie straciło absolutnie nic ze swojego uroku. To nadal jedna z najzabawniejszych komedii w telewizji. Może i nie jest już tak świeża, jak w pierwszych dwóch sezonach, ale nadal można oglądać ją ze sporą przyjemnością. Dialogi wciąż są ostre i świetnie napisane, mieszanka brytyjskiego i amerykańskiego humoru sprawdza się znakomicie (może tylko bez żartów o bekaniu, proszę), a wszystkiego dopełniają bohaterowie, zdołowani, nieszczęśliwi, ale nadal zdobywający się na ironiczne komentarze.
Odcinek zaczyna się tam, gdzie skończył się poprzedni – Sean i Bev stoją na moście i z przerażeniem wpatrują się w dzwoniący telefon. Za chwilę, ku swojej rozpaczy, pakują walizki ponownie i lądują w Hollywood, ostatnim miejscu, gdzie chcieliby teraz być. Cała reszta postaci wydaje się być równie zniechęcona – nikt nie wie, co i dlaczego robi na planie. To jednak nie koniec dramatów. Matt, oszukany przez swojego księgowego, który właśnie zmarł, traci połowę majątku. Co prawda nadal zostają mu 32 miliony dolarów, ale zachowuje się tak, jakby właśnie został bez grosza przy duszy. Zawiedziona może być też Carol, która znów ma szansę zostać szefem stacji i ponownie nim nie zostaje. Serio, ta kobieta kiedyś wybuchnie i zobaczymy sceny podobne do tych z "Dzikich historii". Jeśli widzieliście ten film, to wiecie, o czym mówię. Jeśli nie, koniecznie zobaczcie.
Oglądanie Matta LeBlanca w roli Matta LeBlanca chyba nigdy mi się nie znudzi. Facet udowadnia w każdej scenie, że Złoty Glob, który kiedyś ze tę rolę otrzymał, był jak najbardziej zasłużony. Nie wierzycie, spójrzcie na scenę w samochodzie. Matt przez telefon dowiaduje się o śmierci swojego księgowego, a jednocześnie prosi laskę z samochodu obok, aby się dla niego rozebrała. Tylko prawdziwie zła osoba może coś takiego zrobić. Tak się akurat złożyło, że ta osoba jest przy okazji cholernie zabawna.
Jak zwykle świetnie wypada też zderzenie Brytyjczyków z amerykańskim światem. Zabawnie jest patrzeć, jak wciąż zupełnie nie ogarniają oni zasad funkcjonowania w hollywoodzkim światku, a wszystko dookoła ich irytuje. Genialnie wypadła scena, gdy Beverly patrzy na spektakularny widok Los Angeles, ale jedyne, co potrafi z siebie wykrztusić, to jak bardzo nienawidzi tego miasta. A wiele wskazuje na to, że może w nim zostać nieco dłużej, niż sama się spodziewała. Wszystko to dzięki Mattowi, który choć sam jeszcze nie wydoroślał, uwielbia dawać innym życiowe rady.
Ten sezon wystartował w wyśmienitym stylu i wiele wskazuje na to, że dalej może być podobnie. Przede wszystkim, może spodziewać się, że najbliższe odcinki pokażą nam cały serial i jego bohaterów od zupełnie innej strony. Być może Sean i Beverly, mimo z jej strony oporów, zaczną wreszcie pracować nad serialem, który będzie nadawał się do oglądania. Choć oczywiście nie pójdzie im to pewnie zbyt łatwo, po drodze będą musieli użerać się z potworem, jakim jest amerykańska telewizja. Na dodatek coś mi mówi, że na planie ich nowego serialu wyląduje także Matt, co z pewnością przyniesie im sporo utrapień.