Z nosem przy ekranie #58: Pogadanki bez widzów
Bartosz Wieremiej
31 stycznia 2015, 18:23
Są takie momenty, w których bohaterowie mówią i mówią, gdy nie powinno się gadać. Zdarzają się również chwile, że trzeba coś zrobić, a oni zajmują się czymś bezsensownym. Wszystko to, kiedy, przynajmniej za oceanem, oczy widzów zwrócone są w zupełnie innym kierunku. Spoilery.
Są takie momenty, w których bohaterowie mówią i mówią, gdy nie powinno się gadać. Zdarzają się również chwile, że trzeba coś zrobić, a oni zajmują się czymś bezsensownym. Wszystko to, kiedy, przynajmniej za oceanem, oczy widzów zwrócone są w zupełnie innym kierunku. Spoilery.
W końcu już za kilkadziesiąt godzin Super Bowl – coroczne telewizyjne święto pozwalające bezkarnie tuczyć się przed ekranami znacznej części populacji Stanów Zjednoczonych.
Przedmeczowy cyrk medialny trwa już zresztą w najlepsze od ładnych paru dni. Konferencja prasowa goni konferencję, padają trudne pytania – ostatnie miesiące dla ligi NFL były przecież dość ciężkie. Nie brakuje momentów dziwnych i niesamowicie interesujących, a chociażby zmagania Marshawna Lyncha z dziennikarzami zasługują na odrębny i długi tekst.
Z tak znacznej odległości patrzy się na to wszystko, jak na coś zupełnie nierealnego. Przeraża skala wydarzenia, zdumienie budzą kwoty płacone za spoty reklamowe, szokuje sama liczba zasiadających przed ekranami. Ubiegłoroczną edycję oglądało ponad 111 milionów Amerykanów i za każdym razem gdy przegląda się te dane, człowiekowi po prostu brakuje słów.
A tymczasem…
…w "Marvel's Agent Carter" Howard Stark (Dominic Cooper) pozwolił sobie kilka zdań, które potencjalnie, jeśli są początkiem trendu, mogą zepsuć cały serial. Howard opowiadał o złych nawykach i wspinaniu się do góry, o okropnym społeczeństwie oraz o kłamstwach, uprzedzeniach i dyskryminacji.
Był bardzo niepotrzebny zestaw zbędnych słów, bo przecież wszystko to już wiemy z poprzednich odcinków. Od samego początku twórcom udawało sensownie pokazywać szklane sufity i przejawy dyskryminacji bez odwoływania się do łopatologicznych opowiastek o niesprawiedliwym świecie i trudnym dzieciństwie. W "The Blitzkrieg Button" zrezygnowano z tej drogi, a teraz, pomimo kilku ciekawych zdarzeń, w pamięci pozostaje tylko wrażenie, że coś właśnie koncertowo spartaczono.
Za to ostatnio…
…odwiedziliśmy domostwo Harrisona Wellsa (Tom Cavanagh). Piękna to chałupa była, choć zdecydowanie brakowało kanciastego robota w stroju francuskiej pokojówki, który witałby wszystkich w drzwiach.
Równocześnie pozwolono sobie na odrobinę zabawy z widzami, bo gdy Wells wszedł (!) do domu, w głośnikach zabrzmiała "Nessun dorma", co samo w sobie wydawało się nie do końca wykorzystanym pomysłem. Po pierwsze, mało kto przy "The Flash" obecnie przysypia. Po drugie, potencjalnych księżniczek chwilowo brak. Po trzecie, bo choć może i nie znamy jeszcze jego prawdziwego imienia, to przynajmniej cześć tajemnic została już ujawniona.
Chyba lepiej, gdyby aria ta zabrzmiała np. w S.T.A.R. Labs – przynajmniej wiadomo by było, w czyją stronę jest ona skierowana.
Całkiem możliwe, że…
…za jakiś czas "Backstrom" dotrze do etapu, w którym bohaterowie wiedzieć będą: co robią, po co to robią i dlaczego to robią. Na razie jednak trudno określić, co w produkcji stacji FOX mówione jest na poważnie, a co jest jedynie żartem.
W odcinku zatytułowanym "Bella" szczególny kłopot sprawiają monologi Backstroma (Rainn Wilson). Niby stara się on wcielić w osoby przesłuchiwane, ale robi to w tak sztuczny i wymuszony sposób, że spokojnie sceny te mogłyby być dowcipem z samego bohatera. Co więcej, są one w zasadzie zbędne i rzadko kiedy posuwają naprzód akcję naprzód – zresztą, jeśli już, to w miejsca, do których pozostałe postacie potrafią trafić na własną rękę.
Tak to już bywa z debiutanckimi sezonami: dwa kroki do przodu, siedemnaście zygzakiem…
Na marginesie…
…w "The Big Bang Theory" osiągnięto ostatnio efekt odwrotny do zamierzonego, bo to przecież niemożliwie, aby scenarzystom, przy okazji męczenia Sheldona (Jim Parsons) i nabijania się z Raja (Kunal Nayyar), zależało na reakcji typu: "Wreszcie… Od dawna im się należało!".
Niemniej takie zdanie zagościło w mojej głowie w trakcie oglądania "The Anxiety Optimization", głównie dlatego, że obydwaj panowie ostatnio głównie tylko irytują. I były takie momenty, jak np. sceny z Amy (Mayim Bialik), kiedy chciało się, by już zawsze miała pod ręką napompowane balony i nie wahała się ich używać za każdym razem, kiedy Cooper palnie coś głupiego.
W telewizji zabrzmiało…
…"Run Me Out". Utwór Zoli Jesus pojawił się w "Elementary" i towarzyszył ostatnim momentom opowieści o początkach znajomości Sherlocka (Jonny Lee Miller) i Kitty Winter (Ophelia Lovibond).
Obecność Kitty w Nowym Jorku była najważniejszym wydarzeniem pierwszej połowy sezonu i muszę przyznać, że będzie jej bardzo brakować w najbliższych odcinkach. Niemniej w tym przejściowym czasie warto pamiętać o czymś, co w najgorszym wypadku jedynie nieznacznie poprawi humor w nadchodzących tygodniach: prawdziwie dobre rzeczy zaczynają się od przytargania gogli i drabiny.
Tradycyjnie już dajcie znać, jak Wam minęły ostatnie dni. Piszcie w komentarzach, tweetujcie, obserwujcie mnie oraz Serialową na Twitterze, a jak coś fajnego oglądacie i chcecie się tym podzielić, używajcie w tweetach hashtagu #serialowa.
Do zobaczenia!