Hity tygodnia: "The Americans", "Jane the Virgin", "Shameless", "Parenthood", "Episodes"
Redakcja
1 lutego 2015, 20:02
"The Americans" (3×01 – "EST Men")
Andrzej Mandel: Świetny powrót znakomitego serialu obfitował w mocne sceny – od mordobicia zafundowanego przez Elisabeth agentom FBI po zamordowanie niezbyt rozgarniętej "podwładnej" Philipa przez Afgańczyka, co radziecki agent chce obrócić na swoją korzyść. Ale nie tylko mocne akcenty typowe dla filmów akcji zdecydowały o tym, że odcinek był znakomity – mamy tu więcej znakomitych scen, od krótkiego ostrzeżenia, by uważać na słowa, udzielonego przez szefa rezydentury KGB podwładnemu, przez mocną scenę, w której główna bohaterka odsłuchuje wiadomość od matki aż po zabawną scenę z treningu EST, w którym uczestniczą Stan i Philip. Po prostu chce się więcej.
Marta Wawrzyn: Przede wszystkim mocne są sceny, w których Elisabeth niby próbuje nawiązać bliższą więź z córką, a tak naprawdę ciągle ją urabia. Oczywiście, Paige nie wydaje się zainteresowana sprawami Związku Radzieckiego, ale to bez znaczenia. Jej matka wie, jak to się robi, wie, że na to trzeba czasu i zdaje się, że – wbrew temu, co próbuje wmówić mężowi – postanowiła wychować swoje dziecko na radziecką agentkę. Tym bardziej to jest przerażające, że zupełnie zwyczajne rodzinne sceny można tutaj interpretować bardzo różnie. A jakby tego było mało, chwilę potem oglądaliśmy Elisabeth załamaną, że jej matka umiera.
Tymczasem Philip – który wcześniej tak szlachetnie bronił prawa córki do normalnego życia – nie miał problemu z wykorzystaniem śmierci nieroztropnej agentki do swoich celów. I właśnie dlatego "The Americans" to taki dobry serial – ci okropni KGB-iści to i zupełnie zwyczajni ludzie, i wielowymiarowi, skomplikowani bohaterowie, i na dodatek jeszcze sprawcy wydarzeń, które sprawiają, że czekamy jak na szpilkach na kolejne odcinki.
"Shameless" (5×03 – "The Two Lisas")
Marta Wawrzyn: "Shameless" w tym sezonie wymiata! I to mimo że nic aż tak nadzwyczajnego się nie dzieje. Być może chodzi o to, że latem Gallagherowie są jeszcze bardziej szaleni, a może to po prostu mocny, równy początek sezonu. Tak czy siak "The Two Lisas" to kolejny odcinek, który spokojnie można umieścić w hitach, i to nie tylko dlatego, że okazał się wybuchowy. Choć przyznaję, to, co się działo między Frankiem a Sheilą, i ta jej rosnąca determinacja, aby się stamtąd wyrwać zasługuje sama w sobie na hit. Już, już myślałam, że on będzie nią manipulować do końca świata – a tu proszę! Uff.
Jednocześnie dużo się działo u Debbie i Fiony – ta pierwsza kompletnie się pogubiła, ta druga znalazła wreszcie naprawdę fajnego faceta. I sama nie wiem, czy za parę tygodni więcej będę pamiętać z tego "dziania się", czy może zostanie ze mną tylko ten obrazek, który widzicie na zdjęciu. Relacje między siostrami to jedna z najlepszych rzeczy jak na razie w tym sezonie "Shameless".
"Jane the Virgin" (1×11 – "Chapter Eleven")
Marta Wawrzyn: Obecność "Jane" w hitach stała się tradycją, ale co zrobić, skoro ten sympatyczny serial jest jak promyk słońca w mroźny, ciemny wieczór. Świetna była scena kolacji, jeszcze świetniejsi byli Xiomara i Rogelio, jak zwykle dawała radę Petra. Wszyscy jak zwykle knuli – zakonnice, scenarzyści, młodzi aktorzy. Pojawiła się – i na dodatek zostanie z nami na dłużej – znana ze "Scrubs" Judy Reyes, która gra tutaj zupełnie inną postać niż w komedii o stażystach ze szpitala.
Połowę rzeczy, które się działy, już zdążyłam zapomnieć, ale jednego zapomnieć się nie da – że to w zasadzie jedyny serial, który teraz potrafi mnie rozśmieszać przez 40 minut non stop. Niezależnie od tego, na jaki absurdalny pomysł wpadną akurat scenarzyści.
"Parenthood" (6×13 – "May God Bless and Keep You Always")
Nikodem Pankowiak: SPOILERY. Finał "Parenthood" był dokładnie taki, jak cały serial – zwyczajny, pozbawiony fajerwerków, ale przy okazji wzruszający i angażujący widza. Ten odcinek to prawdziwy pokaz rodzinnej solidarności, której twórcy hołdowali od samego początku.
Sarah wreszcie stanęła na ślubnym kobiercu, a sama uroczystość była niezwykle sentymentalna. Przy okazji finał przyniósł sporo zmian i znaczących decyzji w życiu bohaterów, a ich konsekwencje mogliśmy zobaczyć także w futurospekcjach. Świetnie wypadła także śmierć jednej z postaci – cicha, kameralna, z pięknym oświetleniem. Dodatkowo finałowa sekwencja, przeplatana przebłyskami z przyszłości, była jedną z najlepszych scen w historii tego serialu, o czym mówił zresztą jego twórca.
Szkoda, że to już koniec, bo drugiego takiego serialu w amerykańskiej telewizji nie ma i już pewnie nie będzie. A więcej przeczytacie jutro w mojej recenzji.
"Togetherness" (1×03 – "Insanity")
Marta Wawrzyn: "Togetherness" to jeden z tych małych seriali, które potrafią być wielkie dzięki pojedynczym, zapadającym w pamięć scenom. Takim jak ta, w której Brett tak zwyczajnie, jak gdyby nigdy nic nic, przystaje na ulicy wielkiego miasta i zaczyna nagrywać ptaszka. Albo ta, w której zabrzmiał "Tom Sawyer" i zobaczyliśmy, że ci dwaj faceci w średnim wieku potrafią być w swojej zwyczajności bardzo niezwykli.
Świetna była Michelle, wciśnięta w miniówę, która dodała jej pewności siebie, a także Tina i Alex, którzy zawsze razem wymiatają. I choć "Togetherness" to naprawdę nic nadzwyczajnego, wyraźnie widać, że czasami wystarczy napisać kilka dobrych scen, aby uzależnić widzów od serialu w ciągu zaledwie trzech tygodni.
"Episodes" (4×03 – "Episode 3")
Marta Wawrzyn: Uwielbiam jak na razie ten sezon "Episodes". OK, to nie jest już ta świeżynka co kiedyś, ale wciąż potrafi mnie rozśmieszyć jak mało co. Dawny kumpel Seana, który najwyraźniej został okradziony. Bev w raju. Merc i jego holenderski serial o ludziach w pudełkach. Przepiękna żaba narysowana przez 8-letniego syna Matta. Czerwona, lateksowa sukienka. A przede wszystkim – Carol i jej rozbrajające odkrycie, że odczuwa pociąg do osób, które mają władzę, bez względu na wiek, płeć, stan psychiczny itd.
To wszystko sprawiło, że ten odcinek "Odcinków", dokładnie tak jak poprzednie, zasłużenie wylądował wśród hitów tygodnia. I oby tak pozostało już do końca sezonu.
"Elementary" (3×12 – "The One That Got Away")
Bartosz Wieremiej: Ostatnia chwile Kitty Winter (Ophelia Lovibond) w Nowym Jorku dostarczyły wielu mocnych wrażeń, plik smutnych momentów oraz kilka pięknych scen. Wreszcie zobaczyliśmy, w jaki sposób w Londynie rozpoczęła się jej znajomość z Sherlockiem (Jonny Lee Miller) oraz do czego właściwie panna Winter jest zdolna. Dano nam odczuć jak ważne bywają przypadkowe spotkania, jak rzadko bywają one rzeczywiście przypadkowe oraz jak przydatne w podtrzymywaniu znajomości i walce z uzależnieniem są gogle i drabina.
Co więcej, "The One That Got Away" to jeden z tych odcinków, w którym retrospekcje były bardzo potrzebne, a tak w teraźniejszości, jak i przeszłości twórcy mieli do przekazania kilka naprawdę istotnych rzeczy. To także 43 minuty, których zakończenie i sam los Dela Grunera (Stuart Townsend) bardzo bliski był literackiemu pierwowzorowi, choć całe szczęście, że wspomnianej Kitty udało się odlecieć w stronę zachodzącego słońca.
Ogólnie więc, zaserwowano widzom prawdopodobnie najlepszą godzinę "Elementary" od dłuższego czasu i dobrze jest wiedzieć, że tak udane spotkania z tym serialem są jeszcze możliwe.