Z nosem przy ekranie #59: Smęcenie o pogodzie
Bartosz Wieremiej
7 lutego 2015, 20:03
W ostatnich dniach obserwowaliśmy wielkie bitwy, trzydziestolatkowie wracali do czasów dojrzewania, a ktoś wyjątkowo okrutny próbował dokonać zamachu przy pomocy kawy. Trudno też nie wspomnieć o temacie tygodnia, czyli o tym, dlaczego pisanie pogodzie wcale nie jest takim głupim pomysłem. Spoilery.
W ostatnich dniach obserwowaliśmy wielkie bitwy, trzydziestolatkowie wracali do czasów dojrzewania, a ktoś wyjątkowo okrutny próbował dokonać zamachu przy pomocy kawy. Trudno też nie wspomnieć o temacie tygodnia, czyli o tym, dlaczego pisanie pogodzie wcale nie jest takim głupim pomysłem. Spoilery.
Choć smęcenie po swojemu nie nadaje się do umieszczenia np. w liście motywacyjnym, to jeśli chodzi o pogodę, rzeczywiście coś jest na rzeczy. Owo zainteresowanie najłatwiej byłoby wytłumaczyć faktem, że gdy już się ogląda co najmniej kilkanaście seriali tygodniowo, samo niebo częściej widzi się w telewizji niż w świecie za oknem. Wspominanie o pogodzie jest więc formą utwierdzania się, że coś tam za tym oknem w ogóle istnieje.
Nie ma jednak co się ograniczać do takich tłumaczeń. Telewizja i prognozy pogody mają przecież kilkadziesiąt lat wspólnej historii. Niezależnie od tego, czy chodziło o promowanie wypucowanych buziek jak powyżej, kreowanie telewizyjnych Wicherków i Chmurek, czy nawet o mieszanie pogodowych przewidywań z rozrywką skierowaną w stronę młodszego odbiorcy (poniżej), przekazywanie informacji dotyczących tego, co dopiero się zdarzy, było i wciąż jest fascynującym telewizyjnym zjawiskiem.
Współcześni telewizyjni wróżbici mogą się schować – pod parasolem oczywiście…
A tymczasem…
…choć wiem, że wszyscy dookoła zachwycają się pewnym zaśnieżonym miasteczkiem, wciąż wolę wracać do ciepłego i przyjaznego Bluebell. Może to z powodu pory roku, ale tej zimy "Hart of Dixie" sprawia mi szczególną frajdę i to nie raz na kilka tygodni, ale praktycznie co odcinek.
Wreszcie wszystko jest na swoim miejscu. Lemon (Jaime King) knuje, jak przystało na Lemon i jednocześnie udowadnia, jak dużo miejsca jest w komediodramatach na różne odcienie smutku. Zoe (Rachel Bilson) tradycyjnie już sieje zniszczenie, a jej ciążowa huśtawka nastrojów jest zaskakująco urocza. Ponadto bluebellskie imprezy wciąż bywają niesamowite, między wspomnianą już paną Breeland a Lavonem (Cress Williams) po prostu iskrzy, a George (Scott Porter) i Truittowie zdecydowanie zasługują na więcej czasu antenowego.
Nieźle jak na serial, z którego potencjalnym zdjęciem z anteny pogodziłem się gdzieś w 2013 roku.
Za to ostatnio…
…w "Elementary" postanowiono nadwyrężyć zaufanie do kawy, a chwila nieuwagi spowodowała, że to Andrew (Raza Jaffrey) nie Joan (Lucy Liu) wylądował na ziemi i przy okazji skomplikował poszukiwania odpowiedniej pory na zakończenie związku. W realnym świecie takie przypadkowe otrucie byłego faceta mogłoby położyć się cieniem na życiorysie, a i w dalszej perspektywie skończyć dłuższą odsiadką. W świecie seriali stacji CBS to udany początek dłuższego wątku, który towarzyszyć nam będzie przez najbliższe kilka lub kilkanaście odcinków.
Swoją drogą, prędzej spodziewałbym się, że coś tak strasznego jak majstrowanie przy kawie stanie się stałym elementem zamachów na Gibbsa (Mark Harmon) w "NCIS".
Całkiem możliwe, że…
…to pierwszy tydzień, w którym potknięcia zaliczyły obydwie produkcje The CW o ludziach w kolorowych kubraczkach. W "The Flash" Hartley (Andy Mientus) dołączył do grona osób, które zbyt długo nie zagrzały miejsca w pewnym miejscu odosobnienia, a niejaką Shawnę Baez (Britne Oldford) tak zwyczajnie wrzucono do klatki.
Przerobienie S.T.A.R. Labs na więzienie z każdą kolejną godziną wydaje się coraz dziwniejszym i mroczniejszym pomysłem. Niezależnie od przestępstwa ludzie lądują tam bez wyroku i żadnej szansy na obronę, a już na miejscu zdarza im się ginąć w niewyjaśnionych okolicznościach. Rodzi się z tego raczej przerażająca wizja świata zdanego na łaskę samozwańczych superbohaterów.
Tym bardziej że tzw. bohaterowie lubią się oszukiwać, nawet gdy nie posiadają żadnych nadludzkich mocy. Główny bohater "Arrow", czyli Oliver Queen (Stephen Amell) w odcinku "Uprising", postanowił nauczyć się mordować. Kłopot w tym, że nie powinien się niczego uczyć, przecież w samym 1. sezonie pozbawił życia raptem kilkadziesiąt lub nawet kilkaset osób. Z drugiej strony, w "Arrow" przynajmniej miejska bitwa wypadła nieźle, choć nie obyło się bez niepotrzebnych ofiar.
Na marginesie…
…w ostatnim odcinku "Person of Interest" załapaliśmy się na rzezie, wybuchy, wizytę w formikarium i kłótnię w rodzinie. Co więcej, koty znajdowały się w pudłach, a emocje Root (Amy Acker) wreszcie w pełni dały o sobie znać. I był to spektakularny emocjonalny wybuch, a fakt, że dodatkowo pierwszy raz od dłuższego czasu doszło do poważnego sporu pomiędzy Maszyną a panną Groves, tylko wzbogacił ten, już i tak bardzo ciekawy, sezon.
W telewizji zabrzmiało…
…"Ashes the Rain and I". Utwór grupy James Gang można było usłyszeć w ostatnim odcinku "Supernatural", czyli w "About a Boy". Te bardzo ciekawe 40 minut z Winchesterami zapamiętane zostanie głównie z powodu świetnego gościnnego występu Dylana Everetta w roli odmłodzonego Deana.
Wielu nastoletnich aktorów poległo tej jesieni i zimy lub, miejmy nadzieję, za moment polegnie – patrz "Gotham", "Red Band Society". Dobrze więc, że tym razem trafił się nam się tak udany występ. Po tych ledwie kilkudziesięciu minutach chętnie już na stałe zamieniłbym starego i smęcącego Deana (Jensen Ackles), na tego młodszego, wyszczekanego i pałającego miłością do Taylor Swift.
Tradycyjnie już dajcie znać, jak Wam minęły ostatnie dni. Piszcie w komentarzach, tweetujcie, obserwujcie mnie oraz Serialową na Twitterze, a jak coś fajnego oglądacie i chcecie się tym podzielić, używajcie w tweetach hashtagu #serialowa.
Do zobaczenia!