"Odcinki" (4×09): Ludzie w pudełkach
Marta Wawrzyn
18 marca 2015, 19:43
Absurd, slapstick, pokręcone zwroty akcji, a do tego całkiem udane refleksje na temat współczesnego człowieka i jego obsesyjnego pragnienia bycia na ekranie. To wszystko i jeszcze więcej było w finale 4. sezonu "Odcinków". Spoilery.
Absurd, slapstick, pokręcone zwroty akcji, a do tego całkiem udane refleksje na temat współczesnego człowieka i jego obsesyjnego pragnienia bycia na ekranie. To wszystko i jeszcze więcej było w finale 4. sezonu "Odcinków". Spoilery.
O ile w zeszłym roku byłam już gotowa spisać "Odcinki" na straty (choć akurat finałowy cliffhanger podobał mi się wtedy bardzo), tak teraz jestem zachwycona i domagam się głośno kolejnego sezonu. Bo udało się udowodnić, że z pomysłu, który wyglądał na wyeksploatowany do cna, wciąż można wycisnąć przyzwoitą dawkę śmiechu i świeżości. Wystarczyło to i owo postawić do góry nogami, tu i ówdzie pójść o dwa kroki za daleko, a wszystko przyprószyć lekkim absurdem.
W finale – to już w zasadzie tradycja – niemal każdy z bohaterów dostał ciężkim narzędziem po głowie. Zazdrosna Helen odleciała gdzieś w okolice kosmosu i nie dość że pozbawiła publicznie odzienia swoją "Scrunchie", to jeszcze postanowiła dołożyć Seanowi i Bev. Te ich miny, które zobaczyliśmy na końcu, to w zasadzie nic nowego, ale trzeba przyznać, że cios trafił dokładnie tam, gdzie miał trafić. A mogli sobie to wszystko odpuścić i zostawić całą tę amerykańską hecę za sobą. Ale wiadomo, myśl o hollywoodzkich pieniądzach robi swoje.
Carol wciąż nie udało się znaleźć "właściwego szefa" i tym razem skończyła na samym dnie, bo wiadomo, że zraniona – nieważne, czy naprawdę, czy tylko w swojej wyobraźni – kobieta mści się sto razy gorzej niż porzucony facet. Powrotu Castora Soto i jego bujnej wyobraźni chyba nikt się nie spodziewał, nikt zdrowy na umyśle nie mógł też pomyśleć, że ktoś taki mógł zostać szefem CW. Ale Carol oczywiście na to poszła. Ciekawa jestem, co dalej scenarzyści z nią zrobią, bo mam wrażenie, że potencjał komediowy tej postaci jako kobiety, która zawsze sypia z szefem, niezależnie od jego wieku, płci i stanu psychicznego, właśnie się wyczerpał. Carol, jaką znamy, kopnięto w tyłek tak, że długo nie powinna być w stanie się pozbierać. Pytanie co w takim razie dalej.
To, co wyprawiali Matt i Merc, tylko z pozoru stanowiło deja vu z ich poprzedniej bójki. Tutaj panowie wznieśli się na kolejny poziom, bo w ruch poszły pudełka, w których zamyka się ludzi na potrzeby telewizyjnej rozrywki, i pluskwy, które są może mało wyrafinowanym, ale za to nieziemsko skutecznym sposobem na uprzykrzanie życia mieszkańcom wspomnianych pudełek. Mimo że takie rzeczy już widzieliśmy, choćby w "Black Mirror", uważam, że "The Box" bardzo trafnie pokazało, jak wygląda dzisiejsza telewizja i jakie oczekiwania ma współczesny widz. Jedno i drugie można sprowadzić do skandowanego przez podekscytowaną publikę hasła "Wypuścić pluskwy!". Taki format jak "The Box" spokojnie mógłby powstać i zdobyć sporą popularność – w końcu żyjemy w czasach takich pomysłów, jak reality show z ludźmi uprawiającymi seks w pudełku. Pluskwy wielkiej różnicy już nie robią.
Ale oczywiście "Odcinki" to serial skupiający się nie tyle na stawianiu diagnoz społecznych, co po prostu na rozbawianiu widza. Wszystkie wady telewizyjnego światka są zdrowo wyolbrzymione, Matt LeBlanc gra niezbyt korzystną wersję samego siebie, a nieszczęść, które spadają na biednych scenarzystów z Wielkiej Brytanii, jest tyle, że można by nimi spokojnie obdzielić z dziesięć osób. I właśnie dlatego to działa, właśnie dlatego nas to śmieszy. Ten sezon pokazuje, że wystarczy pozbyć się hamulców i pójść na całość w przejaskrawianiu tego wszystkiego, aby serial znów działał tak jak w 1. sezonie. Wszystko zagrało idealnie, włącznie z symfonią w wykonaniu Myry i jej dziecka (a jednak! Ciąża!), którą zafundowano nam na deser.
Po cliffhangerach z tego finału brak kolejnego sezonu byłby okrucieństwem ze strony Showtime'a. Choć w "Odcinkach" właściwie nie ma ludzi, których da się tak po prostu lubić – nawet Sean i Beverly często mnie irytują, bo skoro im tak źle, to czemu ciągle tam siedzą, zamiast spakować walizki i wreszcie utonąć w tym swoim ukochanym deszczu? – nie mogę powiedzieć, że ich dalsze losy mnie nie obchodzą. Chcę wiedzieć, jak Carol wydostanie się z dołka, co się stanie z "The Opposite of Us" pod rządami Tima i czy Merca Lepidusa zjedzą robale, czy jednak nie. Mam nadzieję, że nie żądam za dużo.