Z nosem przy ekranie #66: Miłość i inne ustrojstwa
Bartosz Wieremiej
28 marca 2015, 20:00
Ponownie zgubiłem co najmniej kilka dni lub nawet cały tydzień. Tak po prostu – bez zapowiedzi. Na szczęście wśród tych znikających godzin coś zawsze pozostaje relatywnie trwałe i niezmienne. Mianowicie serialowy kalendarz, który wieczory zamienia w niekończący się telewizyjny maraton. Spoilery.
Ponownie zgubiłem co najmniej kilka dni lub nawet cały tydzień. Tak po prostu – bez zapowiedzi. Na szczęście wśród tych znikających godzin coś zawsze pozostaje relatywnie trwałe i niezmienne. Mianowicie serialowy kalendarz, który wieczory zamienia w niekończący się telewizyjny maraton. Spoilery.
Serio, zapomniałem nawet, że zbliżają się kolejne święta, co doprowadziło do kilku dziwnych rozmów telefonicznych. Rozmowy te jednak uzmysłowiły mi trzy całkiem istotne rzeczy. Po pierwsze, niezależnie ile razy w przeciągu minuty powie się "nie wiem", zawsze owo "nie wiem" traktowane będzie jako zachęta do kontynuowania danego tematu. Po drugie, nie należy nigdy pytać "A kiedy są święta?" na tydzień przed jakimikolwiek świętami. Po trzecie, w przypadku pytania: "Czy wiesz, co jest w niedzielę?", udzielona w półśnie odpowiedź: "Nie wiem, yyy, WrestleMania?" z automatu może zostać uznana za potencjalnie obraźliwą i to niezależnie od tego, czy owo widowisko w daną niedzielę rzeczywiście się odbywa.
A tymczasem…
…w "Once Upon a Time" spędziliśmy trochę czasu z Ursulą (Merrin Dungey). Poznaliśmy jej dawne życie i motywacje – mogliśmy też nawet trochę ją polubić – a na koniec zobaczyliśmy jeszcze, jak odzyskuje swoje szczęśliwe zakończenie. Z kolei w "Person of Interest" imponująca Root (Amy Acker) próbowała za wszelką cenę ratować Fincha (Michael Emerson), a scenarzystom udało się jeszcze bardziej rozbudować i wzbogacić jej relacje z otaczającą rzeczywistością i najbliższymi ludźmi.
Wspominam o tych dwóch postaciach, ponieważ musiałem odreagować ostatni odcinek "Arrow". W "Suicidal Tendencies" twórcom wystarczył kwadrans, aby całkowicie uprzedmiotowić Felicity (Emily Bett Rickards). Serio, przez długi czas najlepszą postać w całym serialu zwyczajnie sprowadzono do poziomu mebla, którym przerzucało się dwóch facetów z poprzestawianymi klepkami. No co, jeden przecież udaje Robin Hooda, drugi – puszkę sardynek. Przykre to strasznie.
Zaledwie kilka sekund…
…wystarczyło, aby uznać, że wizyta Cuby Goodinga Jr. w "Forever" nie była najlepszym pomysłem. W "Dead Men Tell Long Tales" Gooding Jr. nudził się chyba, a i za bardzo się nie napracował. Owszem, grany przez niego Isaac trochę się pouśmiechał, skoczył na nieudaną randkę, a później jeszcze okazało się, że losy jego przodków związane były życiem dra Morgana (Ioan Gruffudd), niemniej wszystko to wyszło jakoś bez wyrazu. Ta narzucająca się bezbarwność spotęgowana została przez kolejną wizytę Adama. Kilkadziesiąt sekund z Burnem Gormanem i widz kompletnie zapominał o pozostałych nadprogramowych atrakcjach.
Całkiem możliwe, że…
…kilka umysłów się za oceanem się zsynchronizowało, bo zarówno w "Backstrom", jak i w "iZombie" czy w "Bones" postawiono na morderstwa z małżeństwami i związkami w tle. Widać, życie codzienne typowego scenarzysty skłania do wniosku, że zawsze winny jest małżonek/ka lub partner/ka.
Z drugiej strony w ostatniej z wymienionych produkcji Brennan (Emily Deschanel) i Booth (David Boreanaz) równie dobrze mogliby przez całą godzinę szukać zgubionej w szczerym polu hulajnogi. Przecież i tak jedyne co się liczyło w "The Psychic in the Soup" to 30. urodziny nieodżałowanego Sweetsa.
Plotkarz Bluebellski
Niestety nadszedł koniec regularnych wizyt w Bluebell. Tak to już bywa, seriale zaczynają się i kończą, a bohaterowie spotykają się i rozstają, i schodzą, i znowu rozstają, aż wreszcie niespodziewanie się obrączkują i żyją długo i szczęśliwie… lub nie.
To ostatnie telewizyjne spotkanie 4. sezonem "Hart of Dixie" przypomniało jedynie, że życie w Bluebell toczyć się będzie dalej. Ludzie wciąż będą przyjeżdżać i wyjeżdżać, a pamięć o wielu z nich celebrowana będzie jeszcze przez długie lata. Od zawsze praktykowane miłosne trójkąty nie znikną, Zoe (Rachel Bilson), Lemon (Jaime King), Wade (Wilson Bethel) i Lavon (Cress Williams) jeszcze przez długie lata odpowiadać będą za przynajmniej część okolicznych szaleństw i dziwactw, a ta cudowna mieścina w Alabamie niezmiennie będzie prosperować.
Gorzej z Nashville, bo kilka miesięcy dzielenia mieszkania przez Truittów i Meatballa może doprowadzić to miasto na skraj przepaści.
W telewizji zabrzmiało…
…"Turn It Up" grupy The Bamboos. Utwór pojawił się w ostatnim odcinku "The Flash" w trakcie wycieczki do kasyna rodzeństwa Snartów: Lisy (Peyton List) i Leonarda (Wentworth Miller).
Równocześnie nie był to jedyny efekt majstrowania przy czasie Barry'ego Allena (Grant Gustin). W "Rogue Time" doszło do kilku istotnych rozmów między Cisco Ramonem (Carlos Valdes) a jego bratem. Później jeszcze młodszy z braci Ramonów załapał się na kolejną dyskusję z drem Wellsem – tym razem na szczęście przeżył. Zresztą i sam Allen nie narzekał na nudę, a przy okazji został odrzucony zarówno przez Lindę (Malese Jow), jak i przez Iris (Candice Patton) – tak to już bywa z telewizyjnymi miłostkami.
Z drugiej strony, jeśli niejaki Wally West kiedykolwiek zawita do Central City, to akurat z szybkiego końca miłosnej przygody Lindy i Barry'ego będzie bardzo zadowolony.
Tradycyjnie już dajcie znać, jak Wam minęły ostatnie dni. Piszcie w komentarzach, tweetujcie, obserwujcie mnie oraz Serialową na Twitterze, a jak coś fajnego oglądacie i chcecie się tym podzielić, używajcie w tweetach hashtagu #serialowa.
Do zobaczenia!