Seryjnie oglądając #44: Szpiedzy tacy jak my
Andrzej Mandel
10 kwietnia 2015, 20:56
Za oknem prawdziwie wiosenna pogoda i słońce świeci w ekran. Nie ma jednak siły, by cokolwiek mi przeszkodziło w rzadkiej okazji nadrabiania zaległości. Nie zacząłem jednak od serialowych… Uwaga na parę spoilerów.
Za oknem prawdziwie wiosenna pogoda i słońce świeci w ekran. Nie ma jednak siły, by cokolwiek mi przeszkodziło w rzadkiej okazji nadrabiania zaległości. Nie zacząłem jednak od serialowych… Uwaga na parę spoilerów.
Doba, niestety, nie chce rozciągnąć się na więcej niż 24 godziny, a organizm z kolei nie chce dostosować się do faktu, że przydałoby mi się mieć więcej niż 16 godzin aktywności w ciągu dnia. Czasami mam wrażenie, że mój organizm na dźwięk budzika cytuje Wena Wiecznie Zaskoczonego (albo panią Cosmopolite, jak kto woli). Niestety, nie jestem mnichem historii i kroić czasu nie umiem, więc w aktualnych okolicznościach radość sprawia mi fakt, że udało mi się znaleźć czas na te parę seriali, które obejrzałem.
A wcale tak źle nie jest, bo lada moment będę na bieżąco z większością. O ile, oczywiście, nie nastąpi coś nieprzewidzianego, co u mnie ostatnio jest normą raczej niż wyjątkiem od reguły. W efekcie nie dziwią już mnie (korzystne, z serialowego punktu widzenia) spóźnienia pociągów czy fakt, że coś, co miało być zrobione zrobione, nie jest (co będzie wymagało ode mnie poświęcenia dodatkowego czasu na prostowanie sprawy). Niemniej, choć "Wikingów" zostawiam na deser (i TrueAnonim proszony jest przez redaktora Mandla o nieszafowanie spoilerami), to jednak nadrobiłem trochę – ot, choćby "Chicago PD" zaraz będę oglądać na bieżąco.
W jednym z zaległych odcinków miałem interesującą okazję na to, by spojrzeć na zamieszki (a przynajmniej antysystemowe demonstracje i ruchy) od strony policyjnych tajniaków. I, ciekawa rzecz, jakby nie było mainstreamowy serial wystrzega się ocen poglądów aktywistów, choć mordercą był akurat jeden z nich. Same antysystemowe ruchy ukazane są jako raczej niegroźne szczenięce zabawy, które pomagają ustawić różnych, za przeproszeniem, dupków do pionu. Plus plusik w postaci drobnego smaczku – nalepka Law&Order na jednej z lodówek…
Jak zwykle jednak głównym daniem tygodnia jest dla mnie "Zawód: Amerykanin", który nie zawodzi poziomem, choć napięcie nieco opadło po tym, jak Paige dowiedziała się kim są jej rodzice. Wątek ten jednak gwarantuje nam jeszcze dużo emocji – Paige, co prawda, nikomu nic nie mówi, ale jej wewnętrzne napięcie raczej rośnie niż opada. Przy okazji dostaliśmy drobny humorystyczny akcent w postaci podjętej przez nią próby wymówienia imion rodziców. O ile z Miszą sobie poradziła, o tyle na Nadieżdzie poległa. Czemu trudno się dziwić.
W tym odcinku napięcie się jednak przeniosło do ZSRR, gdzie interesująco rozwija się wątek Niny i porwanego niegdyś przez Miszę i Nadieżdę naukowca. Pojawia się pytanie, ile jest gry w zachowaniu Niny, a ile wyrachowania? Nie ulega wątpliwości, że chciałaby znów być wolna, ale też czy naprawdę ma powody do tego, by być lojalna wobec swoich przełożonych? W więzieniu udowodniła, że można na nią liczyć, ale… no właśnie.
Zabawnie było w radzieckiej rezydenturze, gdzie materiały wywiadowcze dostarczyły ważnej informacji o tym, że FBI ma znane z realnego socjalizmu problemy z papierem toaletowym… Notabene, warto zwrócić uwagę, że praca wywiadu polega głównie na tym, a nie na emocjonujących akcjach.
"The Americans" fascynuje mnie coraz bardziej. Przede wszystkim poprzez swoistą zwyczajność swoich bohaterów. Warto zwrócić uwagę, że żadna z głównych postaci nie chce być kimś wielkim, oni po prostu chcą dobrze wykonywać swoje zadania. A przy tym chcą też odrobiny normalnego życia, możliwości zobaczenia się z bliskimi, chcą też móc uszczęśliwiać ukochane osoby. Są tacy jak my.
Do następnego.