Pazurkiem po ekranie #70: Zemsta na słodko-kwaśno
Marta Wawrzyn
16 kwietnia 2015, 20:33
Dzisiejszy odcinek "Pazurkiem po ekranie" sponsoruje literka Z. Będzie o takich serialach, jak "Żona idealna", "Outlander", "Jane the Virgin", "Daredevil", "Community", "The Last Man on Earth", a także – niespodzianka! – "Zemsta". Uwaga na spoilery.
Dzisiejszy odcinek "Pazurkiem po ekranie" sponsoruje literka Z. Będzie o takich serialach, jak "Żona idealna", "Outlander", "Jane the Virgin", "Daredevil", "Community", "The Last Man on Earth", a także – niespodzianka! – "Zemsta". Uwaga na spoilery.
W ostatnich tygodniach doszło do przerażającego nawarstwienia się premier, finałów, a także wszelkich okołoserialowych wydarzeń. Efekt jest taki, że niektóre tytuły wciąż u nas leżą i podobno nawet kwiczą, choć naprawdę na nie zasługują na takie traktowanie. Oczywiście, Netflix mógł wybrać trochę mniej zapchany serialami okres na premierę 13 odcinków "Daredevila", ale nie zmienia to faktu, że mamy do czynienia z produkcją wyjątkową i jak na Marvela, i jak na seriale o superbohaterach. I że warto ją obejrzeć, nawet kosztem snu i wychodzenia w celu pooddychania świeżym smogiem wawelskim.
Nie ma tu lukrowania, nie ma słodzenia, nie ma ulizanych chłopaczków i ślicznych dziewczynek, jest brutalny realizm, zło czające się w ciemnościach, obijanie się po mordach. Jest dobre aktorstwo, porządnie napisany scenariusz, przyzwoity humor, przełamujący nieco cały ten przygnębiający klimat, i jest po prostu kawał mocnej historii. O "Daredevilu" na pewno będziemy więcej pisać w ten weekend, bo wreszcie zanosi się na maraton. Ja na razie widziałam dwa pierwsze odcinki. Ponoć kolejne są jeszcze lepsze, ale tyle już wystarczyło, żeby się wkręcić.
Drugi odcinek kończy się rewelacyjnie zrealizowaną sceną walki w korytarzu, nakręconą na jednym ujęciu. Rzadko oglądamy superbohaterów tak zmęczonych i poturbowanych, jak Matt Murdock tutaj. I choćby z tego powodu mam wielką ochotę na maraton "Daredevila" już, teraz i natychmiast. Pogoda wyraźnie będzie w najbliższych dniach po mojej stronie – nadchodzi zima!
Ale miało być o zemście na słodko i kwaśno…
…więc przejdźmy już do "Żony idealnej". Najnowszy odcinek oglądało mi się tak sobie – dużo chaosu, biegania, szybkiego wyrzucania przeróżnych sentencji – i pewnie nie uważałabym go za genialny, gdyby nie odkrycie z końcówki. "Żona idealna" potrafi być brutalna i cyniczna do bólu, wiemy to nie od dziś. Ale to, co zrobiono Alicii, niemal mi się w głowie nie mieści. Zobaczyliśmy prawdziwe polityczne bagno, jakiego nie ma nawet w "Veepie", też przecież cynicznym jak diabli. Ani w "Grze o tron", bo tam po prostu takich ludzi jak Alicia się zabija, zwykle jednym prostym ciosem, i nie muszą się dalej męczyć.
Tu zrobiono coś niewyobrażalnie okrutnego – powiedziano jej "Tak, tak, wygrałaś, a teraz ustąp dla dobra partii, bo jak nie, to…". Ten twist, w połączeniu z fruwającymi jak gołębie nad moim balkonem mailami do Willa i z powrotem oraz postawieniem pod ścianą Diane i Kalindy, dał bardzo udany, emocjonalny odcinek, który sprawia, że siedzę jak na szpilkach, czekając na ciąg dalszy. Będą ofiary w tym sezonie "Żony idealnej" – i zdaje się, że na Kalindzie się nie skończy.
W przypadku Alicii też możemy spodziewać się niespodziewanego. A na razie historia zatoczy koło, czyli to Peter będzie stał za żoną, bohaterką skandalu.
W "Outlanderze" bardziej przerażająca od starych wyjadaczy…
…okazała się dziewczynka. Młodziutkie stworzenie o imieniu Laogharie, tak zazdrosne o faceta, którego mieć nie może, że aż gotowe podpalić cały świat. Jak być może pamiętacie z mojego przedpremierowego tekstu o nowych odcinkach "Outlandera", ma być mroczniej i poważniej. #OutlanderTrial, czyli proces dwóch czarownic, to bardzo duży krok w tym właśnie kierunku. Ale nie wybiegajmy w przyszłość, bo odcinek z ostatniej soboty był przecież bardzo udany i zupełnie inny od poprzedniego.
Geilis od początku była ciekawą kobietą, ale to, co zrobiła teraz, dodało tej postaci dodatkowego pieprzyku. Seksowna modlitwa do Matki Natury, "dziecko wróżek", trucizna użyta z idealną precyzją i cała ta nieokreślona dziwność, która ją niemal spowija. To musi być prawdziwa czarownica, nie?
Nieznośnym babskiem okazała się za to…
…matka Rogelia de la Vegi, grana przez cudowną Ritę Moreno. Tę postać zapowiadano od tak dawna i z taką pompą, że aż zaczęłam spodziewać się po niej dużo. Chyba zdecydowanie za dużo – bo jak na razie nie wydaje się ona nawet w jednej dziesiątej tak interesująca jak jej syn. Nie dość, że dręczyła Xiomarę w strasznie przewidywalny i daleki od wyrafinowanego sposób, to jeszcze bardzo szybko rozwiązano zagadkę jej niechęci do matki Jane. Ogólnie z dużej chmury mały deszcz. Co mówię ze smutkiem, bo Rita Moreno to królowa.
W "Jane the Virgin" pojawił się za to inny kandydat do komediowego wątku – no, powiedzmy – miesiąca, czyli Alba podkochująca się w księdzu. Nie w żadnym pastorze czy innym rabinie, a w zwyczajnym księdzu Kościoła rzymskokatolickiego, który, jak wiemy, umawiać się z kobietami nie może. A jednak się umówił! Chcę miejsce w pierwszym rzędzie, kiedy będą pokazywać tę randkę.
A, zapomniałabym – Jane i Rafael. Kręci Was to jeszcze? Bo ja właśnie zdałam sobie sprawę, że chyba oglądam produkcję CW tylko dla wątków komediowych. Miłosne dramaty Jane mam coraz większą ochotę przewijać, wszystko jedno, który absztyfikant akurat jest na horyzoncie.
Obejrzałam kilka ostatnich odcinków "Zemsty"!
Brawo ja. Pewnie bym się do tego nie przyznała albo uznałabym po prostu, że nie ma o czym mówić, gdyby nie jedna rzecz. Za nami dość dziwny, sentymentalny, wypełniony retrospekcjami odcinek, który – jak wieść twitterowa niesie – wyglądał w zasadzie jak finał. Wydaje się, że scenarzyści szykują się już do kończenia historii zemsty Emily i choć wiele rzeczy w międzyczasie zrobiono tak fatalnie, że gorzej się nie dało, wciąż interesuje mnie, co się stanie. Czy rzeczywiście ruszając na zemstę, należy zawczasu wykopać dwa groby, czy może jest tu jakaś szansa na w miarę szczęśliwe zakończenie.
Przy czym w zasadzie nie wiem, czego chcę. Polubiłam tę socjopatkę, Emily Thorne. To dla niej oglądałam jednym okiem ostatnie dwa sezony, w międzyczasie obierając ziemniaki, przyszywając guziki i robiąc to wszystko, co powinny robić porządne kobiety, kiedy lecą akurat ich telenowele. Ale śmierć Emily to jedyna sensowna puenta takiej historii, jeśli ma ona udawać coś choć trochę lepszego niż rzeczone telenowele. Więc może lepiej niech już ją wbiją na pal?
W komediach jak zwykle marniutko…
…a najnowszy odcinek "Community" wspominam tutaj tylko ze względu na to nieszczęsne "Z jak zemsta", które przyplątało się w tytule. Afera z wyciekiem maili miała ze dwa czy trzy lepsze momenty, ale oglądając ją, pomyślałam, że w "Żonie idealnej" zrobiono to samo o wiele zabawniej. I wystarczyły trzy minuty, nie trzeba było od razu trzydziestu. Druga brzydka rzecz, którą sobie pomyślałam, to, że porównanie "Basic Email Security" do dawnych, fantastycznych bottle episodes, to spore nadużycie. Yahoo ponoć dało Harmonowi i więcej czasu, i swobodę twórczą – a jednak zupełnie tego nie widać. Wszystkie odcinki 6. sezonu prezentują poziom zbliżony do średniej z sezonu o numerze 1. Co niby wystarczy, ale jakby nie do końca.
Tymczasem "The Last Man on Earth" wczoraj mnie uśpił, więc nie wiem, co się działo po przybyciu bliźniaka z loczkami. Nie mogę wyjść z podziwu, jak wiele tutaj poszło nie tak, ile dobrych pomysłów zaprzepaszczono i jak fatalne decyzje podjęto po drodze. Jeśli wyjąć scenę, w której Phil gada do piłek w barze – to wciąż za każdym razem na mnie działa – mamy banalną komedyjkę o sprawach damsko-męskich. Pewnie dotrwam do końca sezonu, ale po co komu 2. sezon? Doprawdy nie wiem.
Najzabawniejszą godziną mojego serialowego tygodnia było "Saturday Night Live" z Taraji P. Henson. Podziwiając jej energię i poczucie humoru, myślałam sobie, że gdyby tak w "Empire" było choć trochę humoru, choć cień sugestii, że to wszystko nie jest tak do końca na poważnie – oglądałabym. Dla niej.
Na koniec tradycyjnie pytanie: co Wy widzieliście w tym tygodniu? Piszcie w komentarzach, tweetujcie i obserwujcie mnie, a także Serialową na Twitterze, bo to właśnie tam mamy zwyczaj prawie na żywo pisać o tym, co oglądamy. Jeśli też coś fajnego oglądacie i chcecie podzielić się tym z nami, używajcie w tweetach hashtagu #serialowa. My Wasze wpisy odnajdziemy i oczywiście na nie odpowiemy.
I pamiętajcie – widzimy się za tydzień. W tym samym miejscu, o tej samej porze.