Seryjnie oglądając #45: Czy Paryż wart jest chrztu?
Andrzej Mandel
17 kwietnia 2015, 21:13
W tym tygodniu czasu na seriale zabrakło mi przez "Daredevila" – Netflix oczywiście wypuścił cały sezon naraz, więc bardzo łatwo było zaginąć w Hell's Kitchen. Jednak tym razem nie zaniedbałem "Wikingów" i od razu przepraszam za spoiler w tytule.
W tym tygodniu czasu na seriale zabrakło mi przez "Daredevila" – Netflix oczywiście wypuścił cały sezon naraz, więc bardzo łatwo było zaginąć w Hell's Kitchen. Jednak tym razem nie zaniedbałem "Wikingów" i od razu przepraszam za spoiler w tytule.
Nie można przejść obojętnie obok "Daredevila", nad którym zachwyca się już chyba cała redakcja Serialowej. Przed chwilą mogliście czytać więcej niż entuzjastyczną recenzję Marty, a i ja dołożę swoje dwa grosze do zachwytów, bo jest też nad czym się zachwycać. Od razu powiem, że dotarłem dalej niż Marta i pojawiły się już elementy, które niekoniecznie mi się podobają, ale i tak "Daredevil" wypada świetnie.
Olbrzymią zaletą serialu Netflixa jest doskonale dobrana obsada, od Charliego Coxa w głównej roli, przez przepiękną Deborah Ann Woll, po naprawdę fantastycznego Vincenta D'Onofrio w roli Fiska. Szczególnie ten ostatni mi się podoba – dawno nie widziałem, aby ktoś tak zagrał poważne problemy ze śmiałością wobec kobiet. Był też bardzo dobry moment, w którym Fisk rozmawiał z Mattem przez radio i przekonywał głównego bohatera, że są do siebie podobni, bo obaj chcą coś zmienić w Hell's Kitchen. Nie wiem jak Wy, ale ja Fiskowi wierzę, co nie znaczy, że stoję po jego stronie.
Może od "Daredevila" nieco odrzucać naturalistyczna brutalność scen przemocy. Co prawda to nic nowego, zarówno dla kina jak i telewizji, ale jednak mnie trochę przewraca żołądek widok mózgu skapującego na bruk czy kauteryzowania rany za pomocą flary sygnałowej. Faktem jest jednak, że ten naturalizm nie jest w "Daredevilu" celem samym w sobie, to dodatkowe machnięcie pędzlem pogłębiające obraz serialowego świata. Dlatego też zaciskam zęby i oglądam dalej, bo jest co oglądać, a i można wręcz nie móc się oderwać. Lepiej nie oglądać tego seryjnie, bo jak zacząłem około 22, tak przestałem dopiero około 3 nad ranem ("Ach, rzucę okiem na jeden odcinek…").
Jedna nieprzespana noc wystarczyła do rozbicia planów na cały tydzień, ale na szczęście zatrzęsienia seriali chwilowo nie mam. "Forever", "Czarna lista" czy "Castle" mają przerwy, a parę innych sobie darowałem.
Szkoda bowiem tracić czas na słabe seriale, gdy na podorędziu są tak znakomite, jak choćby "The Americans". Atmosfera mocno się przed finałem sezonu zagęszcza – Paige zaczyna zachowywać się w sposób mocno nieprzewidywalny, a Martha wykazuje objawy mocnego załamania nerwowego. Elisabeth i Philip mają więc poważne problemy niemal na każdym froncie, co zapowiada nam emocjonujący finisz sezonu. Warto też odnotować obecność Margo Martindale w krótkim, ale dobrym występie.
Kolejny znakomity odcinek zaliczyli "Wikingowie", choć tym razem już bez zajmującego niemal cały odcinek szturmu Paryża, choć podjęli kolejną próbę i byli blisko. Trzeba przyznać, że Rollo chyba wpadł frankońskiej księżniczce w oko. Nieudane szturmy nie sprzyjają dobrym stosunkom pomiędzy wikingami, a oblężenie nie sprzyja z kolei (dosłownie) zdrowej atmosferze wewnątrz murów miasta. Obie strony szukają więc rozwiązania problemu – paryżanie chcą się pozbyć najeźdźców, choćby przy pomocy przekupstwa, a wikingom zależy na złocie.
Pytanie, co zamierza Ragnar i do czego gotów się uciec, by to osiągnąć. Mam wrażenie, że chrzest nie był dla niego tylko szansą na mistyczne połączenie się ze zmarłym przyjacielem, ale także otwiera mu możliwość zdobycia Paryża podstępem. Umówmy się, to miasto z pewnością warte jest nie tylko mszy. Ktoś widział już zapowiedzi następnego odcinka? Na pewno mamy w nich podpowiedź…
A co Wy widzieliście w tym tygodniu? Piszcie w komentarzach, tweetujcie i obserwujcie