"Mad Men" (7×10): Tu mieszka smutny człowiek
Marta Wawrzyn
21 kwietnia 2015, 21:01
Koniec "Mad Men" już widać na horyzoncie, a główni bohaterowie wciąż snują się po ekranie w swoim tempie, nie spiesząc się szukać szczęśliwych zakończeń. Tymczasem postacie drugoplanowe wpadają do serialu ponownie i bardzo szybko z niego wypadają, również nie znajdując po drodze satysfakcji. Uwaga na spoilery.
Koniec "Mad Men" już widać na horyzoncie, a główni bohaterowie wciąż snują się po ekranie w swoim tempie, nie spiesząc się szukać szczęśliwych zakończeń. Tymczasem postacie drugoplanowe wpadają do serialu ponownie i bardzo szybko z niego wypadają, również nie znajdując po drodze satysfakcji. Uwaga na spoilery.
Matthew Weiner zapowiadał sezon pełen zakończeń i dokładnie to oglądamy. Życie głównych bohaterów "Mad Men" wciąż toczy się swoim torem, niewątpliwie dokądś zmierzając, a tymczasem co tydzień przez ekran przewijają się postacie z drugiego czy też trzeciego planu, których więcej już nie zobaczymy. W tym tygodniu w tle mignął Lou Avery, który pracuje w biurze Los Angeles, jednocześnie próbując zrealizować swoje marzenie o rysowaniu kreskówek. Mathis pożegnał się z pracą w agencji, po tym jak się okazało, że nie jest Donem – i to pewnie też był ostatni raz, kiedy go widzieliśmy. Ale przede wszystkim…
…do "Mad Men" powrócił Glen!
Dziwny dzieciak, w którego wciela się Marten, syn Matthew Weinera, teraz już jest 18-letnim młodzieńcem, noszącym się jak hipis i, o dziwo, zabójczo przystojnym. Większość widzów pewnie zareagowała na niego na początku dokładnie tak jak Betty – trudno go było rozpoznać, bo on po prostu zupełnie nie przypomina dawnego siebie! Zawsze lubiłam tę niejednoznaczność w relacji jego i Betty – gdybyście nie pamiętali, jak rozwijała się ona przez lata, tutaj znajdziecie ściągawkę – on ją uwielbiał, odkąd ją poznał jako ośmiolatek, ona niby mu powtarzała, że to niewłaściwe, ale nigdy go nie zniechęcała dobitnie i stanowczo. Jak gdyby jej pochlebiało zainteresowanie ze strony zakochanego dziecka.
Teraz zwiedziliśmy z tą parą kolejny poziom dziwności, niestety już ostatni. Glen zaciągnął się do wojska, wyjeżdża do Wietnamu, by bronić kraju – jak to dorosły facet – i o ile Sally jest po prostu przerażona (przy okazji zauważcie, że padło tu z jej ust słowo na "F", czyli coś, na co AMC pozwala bardzo rzadko), Betty mówi mu wszystko to, co chciałby usłyszeć. Że to odważna decyzja, że wszystko będzie dobrze, że uda mu się wrócić. I to właśnie jej Glen mówi, co naprawdę stoi za jego decyzją. Niedługo po tym, jak próbował ją pocałować, a ona go stanowczo odepchnęła, ale przecież nie wkurzyła się ani nie pokazała mu drzwi. To, co ona naprawdę o tym wszystkim myśli, zdradzały, jak zwykle w "Mad Men", miny i gesty – smutek na jej twarzy, wywalenie karabinu-zabawki wściekłym gestem.
Przedziwna to była relacja, której z pewnością nie da się podsumować zdaniem wypowiedzianym przez wściekłą Sally: "Nie potraficie się kontrolować!". Ale na pewno cień prawdy ta surowa ocena zawiera. Don i Betty, odkąd ich znamy, byli parą pięknych, czarujących, doskonałych na pierwszy rzut oka ludzi, w których wszyscy wokół się zakochiwali, a oni nie robili sobie z tego nic. Nie potrafili kontrolować tego, jak działali na innych – a jednocześnie nie chcieli tego robić, bo zwyczajnie im schlebiało zainteresowanie wszystkich dookoła. Nic dziwnego, że Sally – którą też prawdopodobnie widzieliśmy po raz ostatni – nie chce być taka jak oni. Ale Don ma rację – pewnie będzie. Takiej siły nie da się wyłączyć czy też kontrolować, można ją tylko wykorzystywać, kiedy już człowiek zorientuje się, że ją posiada.
Tymczasem Joan poznała mężczyznę…
…starszego, szarmanckiego, bogatego i na dodatek na emeryturze. Gość (Bruce Greenwood) od razu na jej punkcie zwariował – zrozumiałe! – a potem zaczęły się schody. Bo nie tak to sobie wyobrażał, bo małe dziecko koliduje z wolnością, bo nie będzie mógł tak po prostu zabrać je ze sobą pod piramidy, jak trofeum. Jest w tej relacji ze starszym mężczyzną coś z dawnego romansu rudej i Rogera. Znów mamy hotelowy seks, kolacje w drogich knajpach, Joan ubraną jak świecący prezent. Różnica jest taka, że ona i zna swoją wartość, i ma zobowiązania. Nawet jeśli momentami ją kusi, żeby zrobić inaczej, koniec końców może dokonać tylko jednego wyboru.
"Rujnujesz mi życie!" – mówi wściekła do niani, a tak naprawdę do Kevina. Ale to nieprawda. Problemem nie jest dziecko ani brak czasu ze strony dziewczyny, która przychodzi nim się zajmować. Problemem są faceci, którzy wciąż traktują Joan tak samo, nieważne, jak jest bogata i jak ważną ma pracę. Ten konkretny zrozumiał swój błąd, ale czy to znaczy, że jest tu szansa na "żyli i szczęśliwie"? To z pewnością byłaby miła niespodzianka.
Don Draper jakimś cudem sprzedał mieszkanie…
…i znów trzeba mu znaleźć jakieś miejsce na świecie. Ach, jak ja lubię madmenowe metafory! Bardzo łatwo je rozszyfrować, bo do specjalnie skomplikowanych nie należą, a jednak jest w nich jakaś poetycka nutka. Jakieś "wow, lepiej bym tego nie ujęła" przemykające mi przez głowę, kiedy widzę, jak bohaterowie mieszają sens życia z sensem agencji i rozmawiają o pozyskiwaniu lepszych klientów jak o spełnianiu największych marzeń. Ted marzy, aby robić kampanię jakiegoś leku, Peggy chce być pierwszą kobietą – dyrektor kreatywną, a Don… Don ma tylko niejasne poczucie, że jest dobrze, ale musi być lepiej. Powinno być lepiej. W życiu, w pracy, na świecie.
Zwłaszcza że jego agentka nieruchomości postrzega go zupełnie inaczej niż reklamowy światek. Przebywając w jego mieszkaniu, widzi pustkę, czuje odór porażki i ma wrażenie, że mieszka tu bardzo smutny człowiek. Pytanie, co teraz, kiedy smutny człowiek nie może już tu dalej mieszkać. Niby wokół niego jest świat pełen nieograniczonych możliwości, ale w ostatniej scenie wcale nie wyglądał na chętnego, by z nich skorzystać.
Patrząc na ten chaos, jakim cały czas jest życie Dona i w zasadzie wszystkich z agencji SC&P, trudno sobie wyobrazić, że za miesiąc zobaczymy jakieś lepsze, bardziej pogodne wersje ich wszystkich. Oni po prostu są dość daleko od szczęśliwego zakończenia. Tylko Betty wygląda na zadowoloną z tego co ma i z dumą planuje powrót do szkoły. Peggy ma bardzo konkretne cele związane z samorealizacją, ale tylko w pracy. O jej życiu prywatnym nic teraz nie wiemy, co znaczy, że pewnie go nie ma. Joan ma już to, co dla niej najważniejsze, i nie poświęci tego nawet dla miłości. Poświecić wszystko będzie musiał Richard, pytanie, czy rzeczywiście to zrobi. Roger w tym sezonie na razie tylko prezentuje wąsiska w tle, trudno powiedzieć, co jest dla niego szykowane.
A Don… cóż, wśród fanów wciąż popularna jest teoria, że na końcu wyskoczy z okna wieżowca i tym razem nie będzie spadał w nieskończoność, by i tak wylądować w miękkim fotelu biurowym, a po prostu spadnie.
Cztery odcinki do końca.