Serialowa alternatywa: "Please Like Me"
Nikodem Pankowiak
6 maja 2015, 22:03
Po krótkiej przerwie wracamy z naszym cyklem. W tym tygodniu proponuję Wam kolejny australijski serial, ale w zupełnie innych klimatach niż poprzednio. Jeśli lubicie kino i seriale indie, "Please Like Me" może być produkcją dla Was.
Po krótkiej przerwie wracamy z naszym cyklem. W tym tygodniu proponuję Wam kolejny australijski serial, ale w zupełnie innych klimatach niż poprzednio. Jeśli lubicie kino i seriale indie, "Please Like Me" może być produkcją dla Was.
Garść suchych faktów. "Please Like Me" zadebiutowało na antenie australijskiej stacji ABC2, a od 2. sezonu w produkcji pomaga także amerykańska stacja Pivot. Produkcja zyskała na tyle duże uznanie w oczach widzów i krytyków (m.in. nagroda AACTA za najlepszy serial komediowy w australijskiej telewizji), że jeszcze w tym roku na antenę trafi 10 odcinków 3. sezonu. Twórca serialu i odtwórca głównej roli, urodzony w 1987 roku komik Josh Thomas (kolejne złote dziecko telewizji?), w dużej mierze oparł całą historię na własnych doświadczeniach i trzeba przyznać, że tę autentyczność czuć od samego początku serialu.
Główny bohater, Josh, 21-latek grany przez 27-latka o specyficznej twarzy 40-letniego dziecka, zostaje rzucony przez swoją piękną dziewczynę, Claire (Caitlin Stasey, możecie kojarzyć ją z "Reign"). To od niej dowiaduje się, że ostatnio bardzo się od siebie oddalili, a tak w ogóle to on jest gejem, co z pewnością nie może dobrze wpływać na ich związek. Jego orientacja seksualna nikogo nie dziwi, nawet gdyby ktoś zasiadł do oglądania bez znajomości choćby opisu całej produkcji, już po pierwszym zdaniu i pierwszym ujęciu na Josha, będzie wiedział, że to gej. Co prawda Josh zaprzecza, ale bardzo nieskutecznie i tylko przez moment. Prawdy się przecież nie oszuka, a ją widać jak na dłoni.
Cała produkcja utrzymana jest w klimacie kina niezależnego – sporo tu neurotyków i innych charakterystycznych postaci. To trochę takie "Transparent" wymieszane z "Dziewczynami", tyle że tutaj głównym bohaterem jest chłopak. Sam tytuł serialu można potraktować jako wołanie, prośbę o akceptację. Nie tylko wśród otoczenia, ale także akceptację samego siebie. Zwłaszcza na początku można odnieść wrażenie, że Josh nie najlepiej czuje się w swojej skórze. Nie chodzi tu tylko o twarz (jest tak charakterystyczna, że od razu rzuci się Wam w oczy), ale o fakt bycia gejem. Choć żyjemy w XXI wieku i takie rzeczy nie powinny nikogo oburzać ani dziwić, widać wyraźnie, że Josh czuje się trochę nieswojo będąc tym, kim jest.
Josh Thomas i Todd Abbott, najważniejszy z grona kilku producentów, początkowo planowali przedstawić całą historię jako dramat, nie sitcom, a ostatecznie widzowie dostali coś pośrodku. Ten serial to naprawdę porządny komediodramat, gatunek tak uwielbiany ostatnimi czasy przez widzów, krytyków i amerykańskie kablówki. Słusznie spotkał się z uznaniem krytyków i zainteresowaniem widzów, bo odkąd Lena Dunham zaczęła latać nad ziemią i wplątywać swoje bohaterki w coraz to dziwniejsze i mniej realistyczne sytuacje, "Please Like Me" jest realistyczne aż do bólu w pokazywaniu życia współczesnych 20-latków, nawet jeśli nie raz twórcy przedstawiają poważne sytuacje z przymrużeniem oka.
Bo to nie jest tylko i wyłącznie serial o chłopaku, który dopiero odkrywa swoją orientację seksualną i próbuje się z tym odkryciem zmierzyć. Jeśli ktoś tylko w taki sposób postrzega ten serial, powinien natychmiast ściągnąć klapki z oczu. Josh ma dokładnie takie same problemy, jak my wszyscy – z rodzicami, z przyjaciółmi, z poszukiwaniem celu w życiu. Jego orientacja, choć niewątpliwie jest jednym z najważniejszych elementów serialu, nie jest najważniejsza. To w końcu dokładnie taki sam człowiek, jak każdy z nas.
Serial przez cały czas trzyma równy, wysoki poziom, a oprócz głównego bohatera znajdziemy tam jeszcze kilka innych ciekawych postaci. Jego rodzice (w tych rolach Debra Lawrance i David Roberts) to nieźle pokręcone indywidua, to samo tyczy się jego przyjaciół, na czele z najlepszym z nich, Tomem (Thomas Ward). Tutaj pojawia się pytanie, jak serial poradzi sobie w 3. sezonie, ponieważ zarówno Tom, jak i wspomniana wcześniej Claire, mają pojawiać się na ekranie rzadziej. Mam nadzieję, że widzowie nie odczują boleśnie tych zmian. A skoro już przy widzach jesteśmy… Nie wiem, do jakiej liczby musiałby zejść poziom widowni w australijskiej telewizji, aby produkowanie serialu przestało być opłacalne. Finał 2. sezonu oglądało zaledwie 55 tysięcy (sic!) widzów, a mimo to powstanie kolejny sezon.
Jeśli nie przeszkadza Wam "homopropaganda" w telewizji, jeśli nie jesteście szalonymi wyznawcami któregoś z naszych prawicowych polityków, zdecydowanie powinniście po "Please Like Me" sięgnąć. Choćby dlatego, że nawet jeśli uznacie czas spędzony z tym serialem za stracony, nie stracicie go zbyt wiele – 1. sezon ma tylko 6 odcinków, jego następca 10. Najprawdopodobniej jednak spędzicie ten czas przyjemnie, bo "Please Like Me" to po prostu uroczy, zabawny serial, w którym niejedno z nas znajdzie odbicie jakichś własnych życiowych doświadczeń.
***
Za dwa tygodnie (od teraz kolejne teksty już zawsze będą pojawiać się z taką częstotliwością) wrócimy do Wielkiej Brytanii i wreszcie będziecie mogli przeczytać o serialu, o którym wspominaliście nam już nieraz. Do zobaczenia.