"Gra o tron" (5×05): Wyczekując poprawy
Nikodem Pankowiak
12 maja 2015, 22:08
Po 4. odcinku myślałem, ba!, byłem pewien, że teraz to już musi być lepiej. Wyglądało na to, że nic nie stoi na przeszkodzie, żebyśmy wreszcie otrzymali "Grę o tron" w jej najlepszej wersji. Nic takiego się nie wydarzyło, hitu tygodnia nie będzie, ale kilka rzeczy i tak warto odnotować. Spoilery.
Po 4. odcinku myślałem, ba!, byłem pewien, że teraz to już musi być lepiej. Wyglądało na to, że nic nie stoi na przeszkodzie, żebyśmy wreszcie otrzymali "Grę o tron" w jej najlepszej wersji. Nic takiego się nie wydarzyło, hitu tygodnia nie będzie, ale kilka rzeczy i tak warto odnotować. Spoilery.
Piraci rzucili się na ten odcinek jak oszalali, pisaliśmy już o tym, że tylko do 10 rano w poniedziałek internauci pobrali go aż 2,2 mln razy! Szok, prawda? Większość z nich zapewne mocno się rozczarowała, bo był to prawdopodobnie najgorszy odcinek w trwającym sezonie. Nie działo się w nim wiele, choć mimo to udało się posunąć akcję nieco do przodu. To daje jakąś nadzieję, że dalej będzie już tylko lepiej. Przecież w końcu kiedyś musi do tego dojść, prawda? Nie mogę tego wyłącznie przepowiadać w nieskończoność…
Daenerys wreszcie doszła do wniosku, że najlepszym wyjściem z niebezpiecznej sytuacji, w jakiej się znalazła, będzie poszanowanie pewnych tradycji, jakie od dawna towarzyszyły mieszkańcom Meereen. Aby jednak wreszcie na to wpadła, musiał zginąć Barristan Selmy, a my omal nie umarliśmy z nudów, obserwując kolejne sceny w Zatoce Niewolników. Nie pomogły nawet smoki, które w tym sezonie pokazywane są przez twórców nadzwyczaj chętnie. Mam wrażenie, że do tej pory nie widywaliśmy ich na ekranie aż tak często, chyba ktoś otrzymał większy budżet na efekty specjalne… Te, muszę przyznać, w niczym nie ustępują kinowym blockbusterom. Czekam, aż wątek Daenerys rozwinie się w coś lepszego, zapewne wydarzy się to, gdy dotrze do niej Tyrion…
…a ten na szczęście jest już coraz bliżej celu, choć droga stała się nieco bardziej niebezpieczna. Oto ukazano nam Valyrię, o której w poprzednim odcinku wspominał Stannis. Już teraz wiemy, jak wyglądają ludzie, u których nie udaje się zatrzymać postępu szarej łuszczycy. Scena z Kamiennymi Ludźmi choć na moment wprowadziła nieco akcji i zamieszania do tego odcinka. Choć te krótkie chwile były najlepszym, co przydarzyło się w wątku Tyriona w tym sezonie, nie mogło obyć się bez oczywistości – Jorah musiał zostać zarażony chorobą i musiał ukryć ten fakt przed Tyrionem. Co teraz? Przypadkiem zarazi on Daenerys, która będzie musiała walczyć o życie? To oczywiście science fiction na ten moment i szczerze mówiąc mało mnie obchodzi, jak ten wątek potoczy się dalej. Twórcy musieliby bardzo się postarać, aby mnie nim zainteresować.
Z kolei na murze w tym odcinku wszyscy głównie gadali, choć przynajmniej zbudowano podwaliny pod wydarzenia w następnych tygodniach. Stannis zdecydował się wyruszyć na południe, w kierunku Winterfell, nie czekając na to, aż Dzicy zdecydują się do niego dołączyć. Z kolei Jon podejmuje kolejną decyzję, która może zaważyć na jego dalszych losach w Nocnej Straży. Zamierza pomóc swoim niedawnym wrogom i osadzić ich po południowej stronie muru. Aby jednak do tego doszło, najpierw trzeba wybrać się na północ. Coś czuję, że niedługo znów możemy spotkać białych wędrowców, w końcu twórcy zapowiadali, że pod koniec sezonu ten wątek znów stanie się bardzo ważny. Swoją drogą, czołówka wskazywała na to, że w odcinku pojawi się Carice van Houten, ale jej rola została sprowadzano do rzucenia Jonowi spojrzenia na do widzenia. Trochę słabo…
Najmocniejszym punktem tego odcinka był Ramsay Bolton. Już wcześniej wiedzieliśmy, że to kolejny szaleniec w galerii postaci występujących w "Grze o tron", ale teraz utwierdził nas w tym przekonaniu. Z jednej strony, jest on zafascynowany Sansą, nie tylko dlatego, że to jego klucz do władzy na Północy, a z drugiej upokarza ją doszczętnie podczas "rodzinnej" kolacji. Nigdy nie przepadałem za Sansą, ale bardzo się ucieszyłem, gdy na koniec otrzymała ona swój moment triumfu i w kącikach jej ust pojawił się uśmiech.
Nie było w tym odcinku Jamiego i Bronna, nie było Królewskiej Przystani, która póki co jest najciekawszą lokacją w tym sezonie i na ekranie zaczęło wiać nudą. Ufam jednak twórcom, że to tylko chwilowy zastój, który zdarza się wielu produkcjom w środku sezonu. Mimo wszystko mam pewne obawy co do kolejnego odcinka, bo wrócimy w nim do wątku Aryi, o której niemal zdążyłem już zapomnieć. Czekam z nadzieją na to, co szykują dla nas twórcy w następnych tygodniach, choć jeszcze jeden lub dwa odcinki takie, jak ten i nadzieja zacznie gasnąć.