"Zemsta" (4×23): Tysiąc bezsensownych twistów
Marta Wawrzyn
13 maja 2015, 19:32
Rzadko oglądam całe sezony seriali wyłącznie z sentymentu, ale "Zemście" jakoś udało się wygrać ze zdrowym rozsądkiem. Dziś mogę tylko powiedzieć, że żałuję straconego czasu i ostatni odcinek tego nie zmienił. Uwaga na duże spoilery z finału.
Rzadko oglądam całe sezony seriali wyłącznie z sentymentu, ale "Zemście" jakoś udało się wygrać ze zdrowym rozsądkiem. Dziś mogę tylko powiedzieć, że żałuję straconego czasu i ostatni odcinek tego nie zmienił. Uwaga na duże spoilery z finału.
Tysiąc twistów, każdy kolejny głupszy i bardziej przewidywalny od poprzedniego – tak w skrócie wyglądało ostatnie 40 minut z "Zemstą". Zaliczyliśmy najbardziej kuriozalną, błyskawiczną ucieczkę z więzienia, w którym trzyma się największe zbrodniarki. Była też przerwa na seks Jacka i Emily oraz drzemkę po, oczywiście w momencie, kiedy wszyscy jej szukali. Louise i Margaux znów zmieniły sojusze. Jack prawie zginął, ale oczywiście tylko prawie. Podobnie było z Emily. Victoria po kolejnym już zmartwychwstaniu "ukrywała się", paradując w absurdalnych przebraniach, również na własnym pogrzebie.
Na prawdziwe wyżyny absurdu serial wzniósł się, kiedy Victoria najpierw została zabita – tym razem już naprawdę – a potem jeszcze dała radę zastrzelić Emily. No, prawie dała radę, bo naszej ulubionej blondynce oczywiście udało się przeżyć, po to aby mogła żyć długo i szczęśliwie. Głowa boli od samego streszczania tych bzdur.
Przyznam, że był taki moment, kiedy udało im się wyprowadzić mnie w pole. Byłam przekonana, że Victoria naprawdę zabiła Emily. To jedyne sensowne zakończenie, w końcu od pilota – pamiętacie, jak cudna była wtedy "Zemsta"? – Emily powtarzała za Konfucjuszem, że kiedy wyrusza się na zemstę, należy od razu wykopać dwa groby. Nie dla własnego ojca, który zmartwychwstał, jak wszyscy w tym serialu! Dla siebie. To byłaby logiczna, pasująca do tej historii puenta, która na dodatek stanowiłaby ładną klamrę z pilotem.
Ale scenarzyści "Zemsty" jaja stracili dawno, nic więc dziwnego, że wybrali zakończenie nieznośnie przesłodzone. Jack, Emily i reinkarnacja Sammy'ego będą żyli długo i szczęśliwie. Nolan dostał własny procedural, którego, miejmy nadzieję, ABC jednak nie zamieni w prawdziwy serial. Nie ma żadnych konsekwencji dla Emily (choć na pewno pomysł z sercem Victorii coś w sobie ma), a przecież niewiniątkiem nie była. Zrujnowała życie wielu osób i choć nikogo nie zabiła, to przecież doprowadziła do licznych śmierci. Jack je w finale wyliczył, na wypadek gdybyśmy zapomnieli. O Danielu, zdaje się, zapomniał… A przecież to też jedna z ofiar Emily. Logiczne by było, gdyby bohaterka na koniec zapłaciła najwyższą cenę, a nie odpłynęła z ukochanym w stronę zachodzącego słońca.
Ale nietrudno zrozumieć, czemu wybrano takie a nie inne rozwiązanie. "Zemsta" już dawno przestała być ekscytującą mieszanką opery mydlanej i thrillera, stała się bezzębnym tasiemcem, któremu bliżej do telenowel produkcji polskiej niż seriali wartych oglądania. Potencjał zaprzepaszczono bardzo szybko – tak naprawdę twórcy mieli pomysł tylko na pierwszych 13 odcinków. Potem już było tylko gorzej. Gdyby "Zemstę" emitowała kablówka, można by zrobić cztery świetne serie po 13 odcinków każda. Materiału prawdopodobnie by nie zabrakło. A tak serial zjadł własny ogon już w okolicach 2. sezonu. Kolejne dwa obejrzałam chyba tylko w ramach umartwiania się.
A może dlatego, że przywiązałam się do dwóch głównych bohaterek, które napisano naprawdę nieźle. I które jeszcze lepiej zostały zagrane. Przykro było odkryć, że Madeleine Stowe kłamała w żywe oczy na temat śmierci granej przez siebie postaci. Tak się nie robi, o takie rzeczy nie prosi się aktorów, kiedy już kończą się wszelkie pomysły. Nie rozumiem, czemu aktorka wzięła w tym udział, w końcu co jej groziło, gdyby odmówiła? Zwolniliby ją? Dobre sobie.
Krótko mówiąc, "Zemsta" skończyła się w fatalnym stylu, pod każdym względem. A przy okazji pokazała nam jak na dłoni wszystkie problemy amerykańskiej telewizyjnej Wielkiej Czwórki. Nie mam wątpliwości, że gdyby taki serial został kupiony przez którąś z kablówek, jego losy potoczyłyby się zupełnie inaczej. ABC postawiło na ilość, a nie jakość. Efekt jest straszny. Cały finałowy sezon to zbiór bezsensownych wątków, które nijak się nie zazębiają. W finale było dokładnie tak samo. Jedyna dobra wiadomość jest taka, że to wreszcie koniec.