"Gra o tron" (5×07): Dokądś to zmierza
Nikodem Pankowiak
26 maja 2015, 13:02
Choć kolejny już raz nie był to wybitny odcinek, można odnieść wrażenie, że coraz więcej wątków zbliża się do swojego kulminacyjnego punktu. I bardzo dobrze, bo jeszcze moment i widzowie desperacko zaczną rozglądać się za jakimś impulsem do dalszego oglądania. Spoilery.
Choć kolejny już raz nie był to wybitny odcinek, można odnieść wrażenie, że coraz więcej wątków zbliża się do swojego kulminacyjnego punktu. I bardzo dobrze, bo jeszcze moment i widzowie desperacko zaczną rozglądać się za jakimś impulsem do dalszego oglądania. Spoilery.
Północ
W poprzednim odcinku Jona Snow nie zobaczyliśmy w ogóle, teraz pojawił się tylko po to, żeby zaraz odjechać w nieznane i zniknąć z ekranu. Zapewne w przyszłym tygodniu jego wątek będzie kluczowy. Nie mogę się doczekać scen za murem, to moja ulubiona lokacja w tym serialu.
Sam został bez żadnych przyjaciół po śmierci Aemona (kolejna zmiana w stosunku do książek, to już się robi nudne) i wyjeździe Jona, o czym przekonał się szybko i brutalnie. Scena "walki" był nieco kuriozalna – Tarly dostaje srogi łomot, ale wstaje, grozi swoim przeciwnikom i przez moment nawet wygląda jak ktoś, kogo należy się bać (może to przez te rany?). Ostatecznie jednak niczego nie robi, bo pojawia się dawno nie widziany Duch i to on szybko robi porządek. Ale nie narzekam, bo każdy pretekst, aby wilkor pojawił się na ekranie, jest dobry. Za zupełnie niepotrzebny i na ten moment nic nie wnoszący uważam cały ten "romans" między Samem i Gilly. Było pewne, że prędzej czy później dojdzie do czegoś więcej niż tylko dziwnych spojrzeń, więc traktuję to jako punkt do odhaczenia na liście i od teraz zaczynam oczekiwać czegoś więcej.
Stannis dalej maszeruje na Winterfell i idzie mu to wyjątkowo opornie, zapewne Davos szepnął mu na ucho, że nie może tam dojść przed finałem sezonu. Jedyną rzeczą wartą zapamiętanie jest szalona oferta Melisandre, aby przelać krew córki Stannisa. Jednak co więcej mogłoby być tego zapamiętania godne, jeśli bohaterowie nawet na moment nie opuszczają jednego namiotu. Facet faktycznie mógłby się pospieszyć, bo jego wybawienia oczekuje Sansa, która wpadła po uszy z tym małżeństwem. Podoba mi się to, że mimo bycia bitą i poniżaną, wie ona dobrze, co powiedzieć, aby zabolało. Gwałt może póki co nie uczynił jej silniejszą, jak pisała Marta, ale z pewnością nie sprawił, że nagle jej postać cofnęła się w rozwoju. Ramsay znowu udowodnił, że jest szaleńcem, jakiego ten serial jeszcze nie widział, a obdarta ze skóry kobieta wyglądała przerażająco. Czekam na bitwę, bo jak na szaleńca przystało, powinien mieć on w zanadrzu coś szalonego.
Swoją drogą – Gwendoline Christie za rolę w tym odcinku powinna zgarnąć Emmy – kilka sekund na ekranie i ani jednego słowa. Po co w ogóle kazali jej się przebierać do tej sceny?
Dorne
To obok historii Aryi nadal zdecydowanie najsłabiej rozwijający się wątek w całym sezonie. Po tym odcinku zapewne zbierze jeszcze większą krytykę i będzie to zupełnie zasłużone. Bronn został otruty, ale nie miało to absolutnie żadnego wpływu na dalsze wydarzenia. Panowie, pamiętajcie, jeśli kobieta będzie chciała was kiedyś zabić, wszystko co musicie zrobić, aby temu zapobiec, to powiedzieć jej, że jest najpiękniejszą kobietą na świecie. Bękarcice w materiałach promocyjnych były zapowiadane jako prawdziwe badasski, a w dzisiejszym odcinku siedziały bezczynnie w celi. Dwie z nich nie mówiły nic, trzecia coś tam powiedziała, ale w pewnym momencie nikt już nie skupiał się na jej słowach.
To seksistowskie, wiem, ale największymi seksistami są tutaj twórcy serialu, którzy, gdy nie mają pomysłu, jak wykorzystać daną postać, każą aktorce się rozebrać. Już pojawiają się pierwsze kontrowersje w związku z nagim występem 19-letniej Rosabell Laurenti Sellers, choć na pewno nie odbije się takim echem, jak zeszłotygodniowy gwałt. O scenie z udziałem Jaimego i Myrcelli nawet nie wspominam, bo nie wniosła ona nic, poza jedną dobrą linijką tekstu… Zaczynam tracić nadzieję, że w Dorne wydarzy się jeszcze cokolwiek godnego uwagi i żałuję, że twórcy zdecydowali się na rozszerzenie wątku tego miejsca kosztem Żelaznych Wysp. Póki co niemal wszystko jest tutaj do naprawy.
Królewska Przystań
Mój ulubiony wątek z tego sezonu nadal nie zawodzi. Świetnie wypadła rozmowa Olenny z Wielkim Septonem, pełna zawoalowanych, a później już wyrażanych otwarcie gróźb. Było pewne, że powrót tej bohaterki do Królewskiej Przystani i tak też się stało – razem z Littlefingerem tworzy ona niesamowity duet. I choć ta dwójka może nie darzy się szczególną sympatią, to oboje wiedzą, że są na siebie skazani i starają się wyciągnąć dla siebie jak najwięcej z tej znajomości.
Tommen kolejny raz udowadnia, że w jego przypadku kończy się tylko na słowach – jego brat był silniejszym królem i gdyby to on nadal siedział na tronie, Margaery z pewnością nie tkwiłaby teraz w lochu. Cersei dalej gra i przez cały odcinek byłem pod ogromnym wrażeniem tego, jak nawet przez moment nie wychodziła z roli, którą sama dla siebie stworzyła. Końcówka odcinka zwiastuje ogromne emocje i wielkie przetasowanie na scenie. Czy teraz do stolicy powróci Jamie? A może sam król wreszcie udowodni, że ma jaja? To tylko gdybanie, ale z pojawiających się przecieków można wywnioskować, że akurat w tym wypadku twórcy pozostaną wierni książkowemu oryginałowi. I dobrze, bo chyba ciężko wyobrazić sobie zakończenie, które tutaj pasowałoby lepiej.
Za morzem
Wspominałem już wcześniej o nagiej scenie z udziałem jednej z Bękarcic. To może być nagroda pocieszenia dla wszystkich tych, którzy liczyli na to, że jeszcze kiedyś ujrzą nagą Daenerys. Już jakiś czas temu pojawiły się plotki, że Emilia Clarke zdecydowała, że nigdy więcej nie rozbierze się przed kamerą i chyba okazały się one prawdziwe. Oczywiście serial nic na tym nie traci, bo "momenty" z Matką Smoków nic nigdy do fabuły nie wnosiły. Wreszcie doszło za to do jej upragnionego przez widzów spotkania z Jorahem i Tyrionem. Jednak z racji tego, że doszło do niego, a jakże by inaczej, dopiero pod koniec odcinka, na efekty musimy jeszcze trochę poczekać.
Wyraźnie było widać, że Daenerys emocjonalnie zareagowała na spotkanie ze swoim niegdyś najbardziej zaufanym człowiekiem, ale zwiastun kolejnego odcinka sugeruje, że wcale nie będzie mu tak łatwo odzyskać jej zaufania. Istnieje szansa, że Dany i Tyrion razem stworzą świetny zespół – już teraz nie mogę doczekać się tego, co przyjdzie nam zobaczyć. Pytanie tylko, czy będziemy mogli zobaczyć jakąkolwiek dynamikę między nimi, dopóki nie wyruszą w podróż po władzę w Westeros. Ten wątek został zupełnie zarzucony, czego kompletnie nie rozumiem – wygląda na to, że Daenerys jest naprawdę wygodnie na tronie, który zewsząd otaczają nieprzychylni jej ludzie.
Widać wyraźnie, że wszystkie wątki, oprócz nieszczęsnego Dorne, zaczynają wreszcie dokądś zmierzać, a tempo marszu stało się nieco szybsze. Nadal nie mamy tu scen, które zapadłyby w pamięci na dłużej i szczególnie wyróżniły się na tle całej reszty, ale perspektywa rekompensaty sprawia, że wciąż czekam na kolejne odcinki. Przykro mi tylko z powodu innej rzeczy – gdy serial wreszcie przyspieszy, natychmiast znajdziemy się na końcu sezonu.